Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/69

Ta strona została przepisana.

piły w jego duszę, miłość potężnym ozwała się głosem, a obraz Hanny, której nie odwiedził jeszcze od swego powrotu, całkiem umysł mu zajął. Obrócił się więc, chcąc iść do ukochanej żony, ale w tem ujrzał stojącego za sobą męża wysokiej postawy; nie mógł go z początku rozeznać i silnie zapytał:
— Kto jesteś? czego chcesz?
— Dziwno, żeś mnie nie poznał mości książe — odparł Mestwin ze zwyczajnym uśmiechem. — Głębokoś musiał dumać, kiedyś o kilka kroków nie mógł rozeznać przyjaciela.
— Prawda żem głęboko dumał i nie myślałem, że przyjdziesz śledzić moje kroki i najskrytsze duszy uczucia.
— Im to częściej czynię — odparł rycerz niemiecki — tem lepiej uczę się poznawać ludzi, a trzeba mi ich znać, trzeba mi umieć odkrywać najmniejsze wzruszenia i serca zakątki, żeby wiedzieć komu rękę mam podać a kogo odrzucić; ale pomimo nabytego w tem doświadczenia, darmo starałem się domyślić przyczyny, która przynagliła ciebie do odkrycia ojcu i wszystkim tego, co najbardziej przed kilkoma dniami chciałeś mieć ukrytem.
— Kiedym cię przyjmował do służby mojej, nie pamiętam, rycerzu, żeby zaszła jaka między nami ugoda odkrywania uczuć serca. Tyś tylko przyobiecał mi być wiernym i dopomagać orężem i radą, ja zaś łask ci moich i względów nie odmówiłem.
— Zapewnie dobrą masz pamięć, panie — odparł urażony Mestwin — ale nie przypominam sobie, żebym się obowiązał na twoje skinienie porywać dziewicę, zabijać rycerzy, miałem cię tylko w boju bronić a w domu wypełniać nie zbrodnie, ale rozkazy zgadzające się z chrześciańskiem sumieniem, — a tu głośno się rozśmiał — nie wynajdować coraz nowsze zdrady, ale wiernie i cnotliwie rozrządzać twoją strażą i majątkiem.