Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/70

Ta strona została przepisana.

— Za śmiało często nam odpowiadasz, rycerzu, a chociaż dobrze ci w pamięci stoją warunki naszej ugody, zdaje się, żeś zapomniał z kim ją zawarłeś.
— Z tym przerwał żywo Mestwin — któremu poświęciłem się z duszą i ciałem, dla którego naraziłem nieraz i sławę i życie, któremu dotąd wiernym byłem jak przyjaciel przyjacielowi, z tym, który zawsze wspomina o swoich zaszczytach, a nigdy o moich usługach, który sprowadza na siebie nieszczęścia, nie słuchając dobrej rady, a potem gniewem odstręcza najprzywiązańszego do siebie człowieka. Jeśli tak dalej będzie, łatwo mi przyjdzie osiodłać konia i opuścić Zamek księcia Zbigniewa.
— Mestwinie, przebacz drogi przyjacielu, bo teraz tyle ciosów ugodziło w moje serce.
— Mogłeś ich uniknąć...
— Nie chciałem i nie potrzebowałem ich unikać — odparł dumnie Zbigniew. — Z początku sądziłem, że Mieczysław i Wszebor po daremnej wyprawie uspokoją się, a wtenczas zaczekałbym z ogłoszeniem mojego ślubu dogodniejszej pory; ale kiedy ujrzałem wszystkich oczy zwrócone na mnie, kiedy się przekonałem, że domysły wkrótce w rzeczywitość mogące się zamienić, mnie za sprawcę tego czynu ogłaszały, postanowiłem przyznając się do niego, upokorzyć nieprzyjaciół, którzyby za kilka dni powiedzieli, żem ich się przeląkł, a wolałbym śmierć i wieczną zagubę od hańby. Ja, który tyle razy mieczem sobie drogę wśród wrogów torowałem, ja który na trupach pośród rzezi z spokojną twarzą na zgon szlachetny czekałem, ja teraz jak słabe dziecko miałem przerazić się widokiem kilku panów radnych i zgrzybiałego biskupa. Daleki od tego, ogłosiłem, żem porwał Hannę, o ślubie nie wspomniałem i słowa, bo pierwej chcę ich pobić i zwyciężyć, i po ich ciałach zawieść moją żonę do ojcowskiego zamku, Niech poznają szablę Zbigniewa, niech zadrżą nikczemnicy przed tym, na którego śmieli