Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/74

Ta strona została przepisana.

— Niech wola Boża dzieje się na ziemi, odbieram karę grzechów i nieposłuszeństwa. Człowiek, któremu poświęciłam wszystko, mnie shańbił, kiedy jednem słowem mógł swoję i żony sławę ocalić, wolał jednak uwiedziony widokiem niepewnej i niegodnej chrześcianina zemsty, pokryć żałobą i goryczą życie swojej Hanny. Ale przebaczam ci, Zbigniewie — dodała głosem rozrzewnienia, a w jej oczach ogień niebieski zajaśniał, — przebaczam ci i korzę się przed wolą Boga!
Zmarszczył brwi książe, i pozostał niewzruszony na miejscu. Ale po chwili rzekła Hanna:
— Choć niesława jest najgorszą życia trucizną, zniosłabym ją dla ciebie, gdyby mój ojciec nie myślał, że jego córka mogła opuścić cnotę i zostać kochanką księcia Zbigniewa.
— Moja miła — zawołał Zbigniew z nadzwyczajnym zapałem, — wszystkobyś poświęciła dla mnie, znam twoję miłość, wiem, że gdybym był chciał, zapomniałabyś o ojcu, rzucając się w objęcia miłości. Nie zapieraj się Hanno. Wszystkobyś uczyniła dla Zbigniewa, oddawna poznałem że moje słowa, że twarz moja pociąg mają zwodniczy; ileż to dziewic nadobnych cnotę dla mnie porzuciło, ileż to razy jednem słowem, jedynem spojrzeniem pokonałem wyrzuty sumienia i przyciągnąłem niewinność na bijące me serce. Tak Hanno, łatwoby mi przyszło uwieść ciebie i twą cnotę w zbrodnię zamienić, a teraz śmiej mi wyrzucać, żem cię shańbił, zniesławił; kiedy mogąc cię rzucić w przepaść, a sam zostać u brzegu, wolałem losy nasze połączyć. Kiedym tyle dla ciebie uczynił, możesz pozwolić, byś przez kilka dni pogrążona w ciemności, wyszła z niej świetniejszą otoczona sławą męża. Hanno droga, Hanno! wyrzuty twoje niesprawiedliwemi były.
— Nie chcę już wspominać, Zbigniewie, — odparła. — Wyznawam ci szczerze, że dziwnemi dowodami nie przekonałeś mego rozumu, ale jedno twoje