Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/89

Ta strona została przepisana.

Super aspidem et Basilicum ambulabis et conculcabis leonem et draconem — zawołał mocnym Biskup głosem i pewnym krokiem wszedł do sieni.
Zdaje się, że Mestwin miał upodobanie oprowadzać kapłana po ciemnych galeryach, ukrytych przejściach, krętych raz w górę się wznoszących, znów na dół zstępujących schodach, aby przerazić jego duszę widokiem miejsc, do których nie dochodziły promienie słońca, i gdzie łatwo było, daleko od wszelkich świadków, pozbyć się wroga lub niepotrzebnego gościa. Szli żołnierze z zapalonemi pochodniami i Henryk ciągle z zwyczajną śmiałością postępował z nimi, upatrując wszędzie jakiegoś przejścia, któremby mógł oddzieliwszy się od nich, bezpiecznie dojść do celu swoich zabiegów. Przybyli nareszcie do małej komnaty, mającej kilka drzwi, od których rozchodziły się galerye na różne strony zamku.
Giermek Mieczysława nieznacznie się odsunął od towarzyszów, i stanąwszy w ciemnym kącie, miał nadzieję, że niepostrzeżony sam potrafi pozostać w tem miejscu, a potem udać się do Katarzyny. Z początku Mestwin nie spostrzegł tego, ale kiedy już miał wychodzić z komnaty, jak gdyby uderzony jakim domysłem, nagle porwał od żołnierza z tyłu idącego pochodnię, i obróciwszy się, wzniósł ją wszystkim ponad głową. Henryk poznał niebezpieczeństwo i udając, że coś poprawia u szyszaka, z zimną krwią został na tem samem miejscu.
— Jak się zowiesz? — zawołał Mestwin — jakie hasło dzisiaj?
Nie mógł odpowiedzieć na to zapytanie młodzieniec, a gniew, że już tak blizki dokonania przedsięwzięcia, widział się odkrytym, zawrzał w jego duszy i z zapalczywością odpowiedział:
— Śmierć tobie i twojemu panu, takie moje hasło.
— Stójcie wszyscy! Niech się żaden pod karą śmierci z miejsca nie ruszy, stój Biskupie płocki, stój,