Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/9

Ta strona została przepisana.

życia, równie oddalony od burzliwej młodości jak od zgrzybiałego wieku.
Są ludzie, którzy nie mając nic szpetnego w twarzy, nieprzyjemne jednak czynią wrażenie.
Do ich rzędu należał Mestwin. Pomimo wysokiego czoła, ognistych oczu, orlego nosa, było coś okropnego w jego obliczu. Zdawało się że podstęp i zdrada obrały swoje siedlisko na jego twarz tak nawykły do szyderczego śmiechu, że ciągle zachowywały piętno pogardy i natrząsania się z innych. Otarł najprzód pot z czoła, i jak gdyby z upodobaniem patrzał na niecierpliwość towarzysza, kilka chwil jeszcze pozostał w milczeniu, nareszcie powtórzył swój ukłon.
— Gierda — rzekł — uwiadomił mię, że w tem miejscu będziesz czekał na mnie. Przybyłem więc i donoszę ci, żem ją przywiózł, i że jest w twojej mocy.
Na te słowa rycerz rzucił się w jego objęcia, Ścisnął mu kilka razy rękę, i z głębokiego zamyślenia do najwyższej przeszedł radości.
— Żałuję — ozwał się — że nie mogłem tam być przytomnym, ale wiesz, żem musiał walczyć z tym rycerzem Pomorskim, z Ottonem z Strontheim: zabiłem go, opuściłem zaraz mój zamek Pomorski i przyleciałem tutaj; ale opowiedz mi wszystko.
Tak — dalej mówił Mestwin — tak, mój panie i książe. Dostałem się do niej w nocy, oszukałem czujne czaty, przebrnąłem przez szerokie wody, wdarłem się na wieżę. Czekała już, gotowa rzucić się w objęcia miłości.
Zeszła po giętkiej drabinie, ale kiedy byliśmy na pół drogi, zawieszeni między szumnemi jeziora falami i pochmurnem niebem, nagle rozruch wszczął się w zamku. Do oręża porwali się męże. Tłumne krzyki obiły nam się o uszy. Przez jednę chwilę tylko, przez jednę chwilę wahała się i chciała wrócić do swojej komnaty, już cofała lekkie kroki, ale ja pomnąc na