Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/92

Ta strona została przepisana.

obywateli, ale gotowego jej bronić własnemi piersiami, a tym sposobem pogodzisz się z Bogiem, z monarchą, z Kościołem i sumieniem. Próżne wieki zapomną o błędach młodości, lub jeśli jeszcze staną im w pamięci, będzie to lekka mgła tylko, za słaba na przyćmienie świetnych słońca promieni.
Tu zamilkł Biskup i wpatrywał się w Zbigniewa, jak gdyby z jego twarzy chciał skrytości serca przeniknąć. Na czole posępnem księcia znać było to niecierpliwość, to zamyślenie, a pomimo milczenia Stefana, zdawał się go słuchać jeszcze. Słowem, wystawiał obraz człowieka dumającego bardziej o przeszłości, niż gotowego do zrzeczenia się dumy, i zaniechania najmilszych uczuć, by osiągnął szacunek ludzi i nagrody życia wiecznego. Mestwin widząc wtenczas że książe nic nie odpowiada, obawiając by słowa Biskupa zanadto mocnego wrażenia na nim nie sprawiły, wyrzekł pocichu:
— Nieszczęśliwy kraj, gdzie męże do walki gotowi spuszczają miecze, składają zbroje na głos starca nawykłego do klasztornej spokojności, nie do dzielnych bojów lub rycerskich igrzysk. Książe i panie mój, nie daj się przerazić. Czy dusza twoja za słaba? Czyż zbroja znosząca groty i razy, silniejsza od serca, które pokrywa? Obudź się, Zbigniewie, — dodał ciszej jeszcze, — bo już gaśnie twoja chwała. Zginąłeś, jeśli...
— Nie zginąłem, — zawołał oburzony Zbigniew, porywając się z siedzenia, rzucił okiem na otaczających, i zatrzymał go na Stefanie. — Nie krzyknął, nie, nigdy raz dobytego nie schowam miecza, nie, na Boga i Najświętszą Pannę, kończ dalej swą mowę Biskupie. Chciałeś mnie zdradzić. Morderców wiedziesz za sobą. Mów dalej, słucham, mówże dopóki słucham jeszcze; znów usiadł, i schyliwszy głowę, skrył czoło w dłonie, ale można było poznać niecierpliwość ze wszystkich jego choć nieznacznych ruchów.