Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/93

Ta strona została przepisana.

Stefan nie stracił odwagi, z pogardą słyszał się obwinionym o zdradę, od której tak był dalekim, że nawet na ten zarzut nie odpowiedział, ale dalej już i groźnym, głosem swej mowy dokończał.
— Przełożenia i warunki, które ci podałem dotąd, były łagodne, przemawiałem do ciebie jak ojciec do grzeszącego syna; ale teraz posłuchaj cięższych rozkazów Kościoła i Boga, słuchaj ich z uszanowaniem i wypełń, jeśli dbasz o ocalenie występnej duszy. Książę Zbiegniewie, każę ci imieniem Kościoła, byś natychmiast broń złożył i rozpuścił wojsko!
Tu Biskup zamilkł na chwilę.
— Cóż dalej? — odparł Zbigniew, — podnosząc głowę i ściskając usta. A twarz zapłonioną od gniewu znów skrył między ręce.
— Byś oddał Hannę z Ciechanowa jej ojcu i błagał jego przebaczenia za tak ciężką wyrządzoną, mu krzywdę.
— Nigdy! — krzyknął Zbigniew, i znów zamilkł.
— Byś złożył na zawsze oręż, przywdział suknię zakonną i bosemi nogi udał się do naszego płockiego kościoła...
Tu stanął znowu Biskup.
— Dobrze, cóż dalej? — zawołał Zbigniew wszystkiemi siłami wstrzymujący wściekłość w swych piersiach.
— Byś zrzekłszy się pychy tego świata, rozdał majątki ubogim, wziął różaniec i kij pielgrzymi w rękę i poszedł do Rzymu. Damy ci listy do Ojca świętego, w których go upraszać będziemy o wysłuchanie ciebie, i w nagrodę skruchy wyznaczył pokutę, za uskutecznienie której łaskę Boską odzyskasz.
— Cóż dalej! — znów ozwał się książę.
— Nareszcie, abyś odwiedził grób Zbawiciela w Ziemi świętej. Nigdy już nie wracał do Polski i zakończył życie na nieszczęście ci dane, w klasztorze w pośród modłów i żalu za zbrodnie. Takie ci teraz podaję warunki. Jeśli na nie przystaniesz, obie-