godzin parę na słuchaniu wykładu o kwestyi żydowskiej, poruszonej artykułem w Gazecie Warszawskiej o koncercie panien Neruda. Sprawa ta szeroko w momencie owym ogadywaną była w Warszawie, na prowincji i na emigracyi. Lubliner okazał się rzecznikiem jej gorliwym, co mnie nie dziwiło, ani gorszyło — nie dziwiło, boć naturalną była obrona Żydów przez Żyda, nie gorszyło, albowiem podzielałem zdanie tych, co wystąpienia Gazety Warszawskiej nie pochwalali. Szczególnie mi się ton polemiki nie podobał. Sprawy tej atoli nie brałem tragicznie. Z argumentów, jakie Lubliner wypowiadał, żaden mi nieznanym nie był i cały dla mnie argumentacji jego interes polegał na sposobie, w jaki wygłaszaną była.
Giesty, akcent. Lubliner był to Żyd wykształcony, inaczej nie mógłby pełnić funkcji adwokata przy sądzie kasacyjnym w Brukseli, ani być autorem książek i artykułów dziennikarskich we francuskim i polskim języku. Wykształcenie jednak nie zacierało, ani maskowało jego pochodzenia. Żyd mu z oczów, z ust, z nosa, z całej, wcale nie powabnej, patrzał postawy. Do patryotyzmu polskiego przyznawał się i — istnie, jak Żyd w tańcu, zapalał: w piersi się dłonią bił, podskakiwał i krzyczał:
— Polskę kocham!... Czy ja się za nią bił i krwi nie przelał?... Ranili mnie... Ja dekorowany!...
Powtórzył to razy kilka — a raz, w uniesiesieniu, o ranie wspomniawszy, dodał:
— I to moje szczęście... wielkie szczęście!... Gdyby nie ta rana, byłbym uciekł... A tak, wzięli mnie, odnieśli... Nu... to co?... Krew ja moją za Polskę przelał... ja Żyd!...
Z każdego jego wyrazu, z każdego giestu biła szczerość, akcentowana na manierę żydowską. We względzie tym był on typem, luboć bowiem po polsku wyrażał się płynnie i poprawnie, w mówieniu jego czuć się dawała gardlaność semicka, a niekiedy i zachlipywał się. Był on typem i w innym jeszcze
Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/33
Ta strona została przepisana.