Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/39

Ta strona została przepisana.

źniejszy, tymczasem zaś potoczyła się o tem i o owem gawędka, w którą nagle, tonem na poły żartobliwym, wtrącił:
— A dużo o tobie mówiła doktorowa P...
— Profesor się z nią zeszedł?... — zapytałem.
— Była u mnie i... o tobie mówiła... mówiła... powtórzył.
— Dziś się z nią widziałem...
— Nie dziwię się temu... — rzekł z naciskiem znaczącym.
Doktorowa P., młoda kobieta, na dzień przed przyjazdem moim, z mężem do Brukseli przyjechała. Z doktorostwem poznałem się w Paryżu. Doktor w specyalnie naukowych, medycznych podróżował celach. Towarzysząca mu żona również miała cele specyalne, będąc z liczby tych Polek, co się, przed wybuchem powstania styczniowego, żywo i mocno Polską interesowały. Ze wszystkieini wydatniejszemi na emigracyi osobistościami doktorowa chętnie się zaznajomiła, celem dowiedzenia się, czy i co się dla Polski robi i kiedy ona niepodległość odzyska. Bardzo ją to, bardzo obchodziło. Ona zaś obchodziła ludzi jako osobistość wykształcona, uprzejma, bardzo ładna i uwagę na siebie zwracająca tem, że natura, przy jasno płowych warkoczach, obdarzyła ją okiem jednem czarnem, drugiem błękitnem. Nadawało to obliczu jej wyraz zagadkowy. Lelewel żartem prześladował mą mnie najniesłuszniej. Za każ — dem ze mną spotkaniem:
— Cóż pani doktorowa? — pytał.
Świadczy to o towarzyskości jego, potwierdzając zeznanie Mickiewicza o „życiu sercem między braćmi“. Taki jak on uczony — z wyżyn wiedzy zstępował na poziom stosunków powszednich i wnosił w nie dobry humor. Dokładniej objaśni to przykład jeszcze jeden.
U Lubinera Heltman, kilku ludzi młodych i ja, zeszliśmy się na obiad proszony. Czekaliśmy na Le-