Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/41

Ta strona została przepisana.

pomniał. Zagadał się z nią nie o Dakach pewnie, ani o numizmatach, ani o wędrówkach Benjamina z Tudeli. Była to kobiecina bardzo gadatliwa, nie o wszystkiem jednak rozprawiać umiejąca. Lelewel wszelako stosować się do niej umiał. Do niej i do każdego. Doznałem tego na sobie. U Lublinera po obiedzie zgadało się o pochodzeniu szlachty polskiej. Wziąłem w rozmowie tej udział: postawiłem hipotezę, stosownie do której snułem wywody, gdy nagle spostrzegłem się, że słuchaczem moim jest Lelewel. Zmieszało mnie to; gorąco mi się zrobiło — języka w gębie zapomniałem. Do zabrania w materyi tej głosu ośmieliło mnie postawienie się Lelewela na poziomie towarzystwa, złożonego z paru ludzi dojrzałych i ze studentów. Wśród nas żaden go w zakresie wiedzy naukowej do kolan nie dorastał. Mimo to, między nami a nim najmniejsza się uczuwać nie dawała różnica. Wydawał się równym nam w każdym, w naukowym nawet względzie. Takim być on musiał w Wilnie — i tem tłumaczy się jego wśród młodzieży popularność, oraz wielki, jaki na nią wywierał wpływ.
Skromność naturalna, prostota nieudawana, brak pozy absolutny stanowiły podkład natury jego towarzyskiej, nie zmieniającej się nigdzie i dla nikogo. Na salonach burmistrza Brukseli, na których zbierał się świat elegancki, takim (jak mi powiadano) był samym, jak u Lublinera, wesołym, dowcipnym, żartobliwym. Zapraszano go tam i usiłowano zatrzymywać jak najdłużej. W celu przeszkadzania, ażeby nie znikał zawcześnie, chowano mu nakrycie głowy, dla tego on z czapką w kieszeni do stołu siadywał.
Raz od Lelewela nauczka mi się dostała. Zaprosił mnie do kawiarni na piwo i dać kazał dla mnie i dla siebie po szklance fara. Faro, zdaniem Belgów, ma być piwem bardzo smacznem i najzdrowszem; zdaniem jednak po raz pierwszy je pijących, jest to napój jeden z najobrzydliwszych. Nie innym się też wydał i mnie. Ze wstrętem, szklanką o szklan-