Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/42

Ta strona została przepisana.

kę Lelewela trącając, łyk po łyku przez gardło przepuszczałem. Lelewel z pod oka na mnie spoglądał i złośliwie się uśmiechał.
— Jakże ci faro nasze smakuje?... — zapytał w końcu.
— Nie bardzo... — odrzekłem.
— Czemuż pijesz?... Przez grzeczność... Czego się ludzie nieraz przez grzeczność nie dopuszczają!...
Uprzejmość, jaką mi okazywał, wytłumaczyłem sobie później. Słyszał o mnie — od Worcla może — jako o człowieku w sile wieku, mającym ochotę sprawie polskiej służyć. Miałem już za sobą i przeszłość, pozwalającą do pewnego stopnia o przyszłości wróżyć pod warunkiem, ażebym piw paskudnych nie pijał... przez grzeczność. Ten był prawdopodobnie powód szczególnej dla mnie uprzejmości jego. Wzywał mnie razy kilka do siebie — chodził ze mną. Krążąc niekiedy z nim po mieście, sprawdziłem podania o popularności osoby jego śród mieszkańców Brukseli. Wszyscy go znali i z uszanowaniem przed białowłosym, wpół zgiętym, w szafirową bluzę robotniczą odzianym staruszkiem kościanym głowy chylili. Gdy szedł, dla spoglądania ludziom w oblicza, głowę do góry w prawo lub w lewo wykręcać musiał. Nie widział składanych mu pokłonów; wiedział o nich jednak i dlatego, w święta narodowe, kiedy się stolica tysiącami ludności prowincyonalnej zapełniła, na ulicy się pokazywać nie mógł, ukłony bowiem w tłumne i hałaśliwe zmieniały się owacye. Nazwisko jego i postać cześć w kraju całym wzbudzały.
Zdarzyło się atoli, że mu nazwisko i postać nie dopisały. Wkrótce po zamieszkaniu w Brukseli, do czego wygnanie z Paryża go zmusiło, dowiedziawszy się o ważnych dokumentach i ciekawych numizmatach, znajdujących się w Namur, wybrał się do miasta tego piechotą w towarzystwie Worcla. Po obejrzeniu dokumentów, pobraniu notat i poprzerysowaniu numizmatów, Worcel do Brukseli odje-