Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/58

Ta strona została przepisana.

Byłem z tych, co Sadyka paszy na seryo nie brali.
— Czy pójdzie?... — odparł Sydor. — A to co?...
Położył na stole nahajkę hajduczą.
— Choćby nie chciał, pójść musi... Na Dobrudzi z panem Michałem nie rozmawiałem inaczej, tylko z nahajką w ręku... O! znamy się... Niechno się z nim na rozum rozprawię... Nie sztuka pułk postawić... sztuka go poprowadzić i doprowadzić... oo...
Miał z antagonistą swoim pomówić o zadaniu tego kozactwa, co się pod egidą turecką do wojny z Moskwą sposobi, a składa się, nakształt kozactwa zaporoskiego, z narodowości wszelakich i prowadzonem jest przez Polaków po większej części. Ideą Sydora była nemezis dziejowa, dokonana przez od — i przerodzoną chmielniczczyznę.
I pomówił zapewne. Jak? Nie wiem, bom się z nim już więcej na gruncie tureckim nie spotkał. Przypuszczać należy, że się z „panem Michałem“, bez nahajki w ręku rozprawił, inaczej bowiem „Sadyk paszaw nie byłby go przyjął do pułku w funkcyi adjutanta majora, w stopniu — zdaje się — porucznika.
Ta funkcya i ten stopień „zamknęły jego o chmielniczczyźnie rojenia. Opanował go smutek. Na pocieszenie sprowadził z Wielkopolski Szwajcarkę, z której oczów zraniła go strzała kupidyna, wziął z nią w Adryanopolu ślub i sprawił sobie wesele na długo, dzięki hałasowi z jakim się odbyło, mieszkańcom Adryanopola pamiętne. Małżeństwo jednak nie dostatecznie go w smutku pocieszało. Szukał pocieszenia w znanym na frasunki środku i przesadził — przesadził tak dalece, że stał się niemożliwym w szeregach, w których wielka na przesadne robaka zalewanie panowała wyrozumiałość. W szeregach tych zalewanie owo zalało niejednego, między innymi Ryszarda Berwińskiego.
Z Sydorem spotkałem się w życiu po raz dru-