Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/60

Ta strona została przepisana.

ła — nie miała po co: on się bezdomnym w najściślejszem wyrazu tego znaczeniu stał. Ruina marzeń, „snów na kwiatach“, „snów złotych“, zrujnowała człowieka. To samo spotkało pana Michała (Sadyka-paszę), który również z opałów nie wyszedł ręką obronną. Sydor przybity, złamany, szukał ratunku na ziemi ojczystej, dostał posadę dozorcy drogowego. Posada, licho płatna, od głodu by go nie broniła, gdyby mu żałowano łyżki strawy w domach polskich, p. Leona Wróblewskiego i in. Nie broniłaby go od głodu i dlatego jeszcze, że potrzebował na zalewanie robaka. W mojej obecności powstrzymywał się. Po moim jednak odjeździe robaka zalewał, zalewał, aż zalał i robaka i siebie.