Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/64

Ta strona została przepisana.

łaja I. i dyplomatycznych ultra-prześladowcy rewolucyjnego ducha, Metternicha, rękach. Wojna przeto powszechnie za niechybną uważaną była.
Wojna ta w dwojakim, w rewolucyjnym i w dyplomatycznym — przedstawiała się kolorze i rozmaicie na nią zapatrywały się osobistości kierownicze, które nadejście gromad emigracyjnych polskich we Francyi poprzedziły: ks. Adam Czartoryski i Joachim Lelewel. Misya polska, zawiązujące się naprędce komitety, organizacye i organizacyjki próbne szykowały się pod jednym albo pod drugim sztandarem: pod jednym — Czartoryskiego — oddającym się pod rozkazy gabinetowe; pod drugim — Lelewela — gotującym się stanąć obok mających się niebawem porozwijać w Europie sztandarów narodowo-ludowo-rewolucyjnych.
Na tak przysposobiony grunt wchodziły gromady i gromadki emigracyjne, które, wyszedłszy niedawno z pod rygoru wojskowego i przeszedłszy przez wrzawę owacyjną, witającą w nich nietylko zastępy bohaterów walki o wolność, lecz hufce wyborowe, powołane do przewodniczenia ludzkości w wyzwalaniu się z więzów wszelakich, nie umiały się na gruncie francuskim oryentować śród poglądów, zamiarów, haseł i zasad po większej części sprzecznych. Sztandarowi werbowali ochotników-zwolenników ci dla siebie, owi dla siebie. Werbunki w momencie wkraczania partyj z Niemiec, odbywały się głównie w Strasburgu.
W tym to momencie, w Strasburgu, Kostuś, w charakterze działacza demokratycznego ze skóry się wywlekał, spółzawodnicząc z działaczami arystokratycznymi. Ten przemawiał w imieniu Lelewela, ci ks. Czartoryskiego. Do lelewelczyka garnęła się młodzież, oficerstwo niższe, do czartoryszczyków szarże, sztabowcy. Generałowie, z wyjątkiem kilku (Dwernicki, Sznajde, Sierawski, Umiński, paru jeszcze) w arystokracyę wsiąknęli. Sądząc po wymyślaniu Kostusiowi od intryganta przez autora „Emi-