Dnia 30 stycznia 186... roku, między godziną 6 a 7 wieczorem, piliśmy herbatę z moim towarzyszem K., gdy niezwykły ruch i ciężkie stąpania dały się słyszeć na korytarzu, w kilka chwil potém zgrzytnęły zamki, odsunęły się rygle i dwóch żandarmów w towarzystwie dwóch żołnierzy weszło do naszego pokoju z temi słowami:
— Sześćdziesiąty czwarty na prawo sobirajsia z wieszczami (zabieraj się z rzeczami).
Byłem wtedy numerem sześćdziesiątym czwartym w X pawilonie, wyłącznie przeznaczonym dla więźniów politycznych w cytadeli warszawskiéj, a dla tego na prawo, bo łóżko moje stało po prawéj stronie, towarzysz zaś mój, ponieważ łóżko jego stało po léwéj stronie, nazywał się 64 na lewo, a numer naszego pokoju był 64. Nazwiska nasze znało tylko parę osób należących do komisyi śledczéj, dla innych byliśmy numerami.
Tak niespodzianie zagadnięty, spytałem się naturalnie żandarmów, gdzie mnie poprowadzą.
— Nieznaju (niewiem), była cała odpowiedź.
Byłem przyzwyczajony do ich lakoniczności, to téż jużem się więcéj do nich nie odzywał.
Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/007
Ta strona została skorygowana.
I.
Z Warszawy do Petersburga.