muszeni. Jechaliśmy jak w jakim obłoku, formującym się z oddechu koni i pary z nich wychodzącéj wskutek spotnienia, lecz zaledwie konie stanęły, szerść ich zaraz marzła i były jakby śniegiem posypane.
Śmieszny mi się zdarzył wypadek na jednéj ze stacyi, niezbyt odległéj od Petersburga. Podczas kiedy konie przeprzągano, wszedłem do pasażerskiéj izby i usiadłem w kącie. W tém wchodzi jakiś chłop, kłania mi się bardzo nisko trzy razy, a za każdym ukłonem żegna się, ja podniosłem się trochę i odkłoniłem mu się, zarąz potém wchodzi drugi chłop i te same ukłony i znaki krzyża ku mnie zwraca. Ja znowu się odkłoniłem. Co to znaczy, myśle sobie, czy oni mniemają, że ja poganin jaki, niechrzczony, że się tak wobec mnie żegnają. Otóż wchodzi trzeci chłop i tak samo czyni. Przyszedł wreszcie i żandarm, z którym mógłem się rozmówić, bo umiał trochę po polsku; spytałem go zatém, dla czego ci ludzie tak mi się nisko kłaniają i znaki krzyża św. przedemną czynią. Mój żandarm parsknął od śmiechu.
— Ale to nie wam się kłaniają, tylko obrazowi Bogarodzicy, który nad waszą głową wisi.
Zrozumiałem wtenczas, o co chodziło. A ja wyobrażałem sobie, że to mnie biednemu wygnańcowi taką czołobitność oddają. Jakto miłość własna łatwo się w nas odzywa.
Przypomina mi się i drugie zdarzenie, które mnie spotkało na wpół drogi mniéj więcéj.
Gdyśmy stanęli wieczór, żeby napić się herbaty na jednéj ze stacyi, a było już dość późno, zastaliśmy w pokoju pasażerskim śpiącą kobietę. Naturalnie, że zaraz się obudziła. Zagadniona przez żandarma, gdzie jedzie, odpowiedziała, że do
Wołogdy i to po kazennoj nadobnosti (t. j. w interesie rządowym). Bardzo mi się to dziwném wydało, że kobieta jedzie w interesie rządowym, ale
Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/015
Ta strona została przepisana.