Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/019

Ta strona została przepisana.

bałem wszystkie dary, dane mi od Boga: młodość, wiarę, wszystkie marzenia o przyszłości, a natomiast tylko rozpacz, znudzenie i zwątpienie zamieszkały w mojéj duszy. Do takiego przeistoczenia potrzeba było wiele czasu. Amerykanie nażywają czas pieniądzem, Moskal czas powinien nazywać burzycielem, to téż go on nie szczędzi. Dziewięć lat wygnania wiele z człowieka może zrobić; te dziewięć lat z pełnego szlachetnych i gorących uczuć młodzieńca, wierzącego we wszystko, co dobre i piękne, zrobiły starym, nudnym, szorstkim seeptykiem.
Za daleko zapuściłem się w moje wspomnienia. Dziś, kiedy za prawdziwie bohaterskiemi staramiami mojéj najdroższéj matki jestem wolny, chcę raczéj wyszukiwać i opowiadać zdarzenia, z jaśniejszych dni mego wygnania.
Q godzinie 6 stanąłem w Solwyczegodsku, było za rano, żeby iść do isprawnika (naczelnika powiatu). Zatrzymałem się na pocztowéj stacyi, kazałem przynieść samowar, trochę się ogarnąłem, choć nie zmieniłem mego podróżnego ubrania. Koło godziny 8 w towarzystwie nieśmiertelnych dwóch żandarmów, ale już wołogodskich a nie moich dawnych warszawskich, poszedłem do isprawnika, Był nim p. Judycki; ród swój wywodził on z cżernichówskiéj gubernii i sam utrzymywał, że rodzina jego pochodzi z Polski; miał lat około sześćdziesiąt. Był to staruszek bardzo przyjemnéj powierzchowności, zupełnie siwy i nadzwyczaj czysty. Zastałem go przy herbacie; prosił mnie siedzieć, herbatą częstował, nie mógłem mu się wymówić, chociaż utrzymywałem, że dopiero co piłem na pocztowéj stacyi, Żandarmów zaraz odesłał, mówiąc mi, że teraz jestem zupełnie wolny; uprzedził mnie jednak, żebym listy, jakiebym sobie życzył pisać, oddawał jemu odpieczętowane, bo nie wolno mi będzie korespondować bezpośrednio; oraz żebym się