Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

zamówioną, zatém moja tancerka była już zaangażowaną, a jéj kawaler, od którego ją odsadziłem, był właśnie wybranym jéj serca, zrozumiałem tedy jéj kwaśną minę.
Bal z początku szedł dość ochoczo, ale około 10 godziny już większa część mężczyzn miała w głowie, o 11 ci co byli pierwéj na wpół pijani, upili się zupełnie, a ci co się o 10 jeszcze trzymali, o 11 byli dobrze podchmieleni, o 12 wszyscy, wyjąwszy kilku, źle się trzymali na nogach. Panie na to nie wiele zważały i wesoło rozmawiały z panami, którzy z mglistemi oczyma i z idiotycznym uśmiechem na twarzy prawili im komplementa. Starsi grali w karty bez różnicy płci, a hałas wychodzący z pokoju przez nich zajmowanego zagłuszał czasem i muzykę i podwojoną czynność obcasów. Pani Sw. już była wyjechała, moi towarzysze i mnie wciągali, ale pragnąłem zostać do końca i prosiłem ich, by mnie nie opuszczali. Wszyscy oczekiwali kolacyi. U stołu rzucili się wszyscy na półmiski, jak stado zgłodniałych wilków. Potém każdy jak najspieszniéj żegnał się z gospodarstwem i umykał do domu.
Panna Elizaweta Iwanówna Judycka, moja tancerka, została odtąd moją nieprzebłaganą nieprzyjaciółką. Nigdy mi nie darowała, żem jéj zamiary skrzyżował.
Dziwném może niejednemu zdawać się będzie, że w kilka dni zaledwie po przybyciu na wygnanie byłem na balu i na nim tańcowałem. Cóż w tém nadzwyczajnego?
Jakiś filozof mówi, że szczęście jest to przejście ze stanu gorszego do lepszego, zatém mogłem się uważać za szczęśliwego, bo więzienie było wiele gorsze niż stan mój obecny, zresztą, ta przeszłoroczna samotność tak mi się dała we znaki, że koniecznie pragnąłem obcowania z ludźmi. Oprócz tego mój charakter na szczęście lub nie-