Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/034

Ta strona została przepisana.

rzyny t. j. owsa i jęczmienia, gdyż tylko te trzy gatunki zboża dojrzeć mogą. Wylew ten tak straszny łatwo się tém tłomaczy, że ku końcowi września spadają już śniegi, które dopiero wiosną tają, zatém siedm miesięcy woda deszczowa w kształcie śniegu zbiera się jakby w jakim rezerwoarze, żeby nagle za przygrzaniem promieni słonecznych gromadzić się w korytach rzek. — W końcu września ustala się sanna, tu po prostu zwana „doroga” i trwa do końca kwietnia, wtedy odprawiają się większe transporta towarów, tam gdzie rzeki komunikacyi nie ułatwiają, i często można spotkać na głównych gościńcach po parę set sań napakowanych, ciągnących się sznurem.
Strona ta w ogóle bardzo uboga, lecz jéj mieszkańcy małem się zadawalniają, umieją oni bez wydatków pieniężnych zaopatrywać się w żywność na rok cały; wielką im ku temu pomocą są ryby, których tu obfitość znaczna, suszą je lub solą; a zupa z téj ryby zwana tu „uchą” i placki jęczmienne lub owsiane są prawie jedynym pokarmem biedniejszych włościan; bogatsi zabijają zwykle pod jesień krowę lub ciołka i to im na rok cały wystarcza.
Lud w ogóle jest nadzwyczaj poczciwy, bywają wyjątki, ale bardzo rzadkie. Jeżeli złodziejstwa się jakie popełniają, to tylko przez masę zesłanych cywilnych; bo nietylko dla politycznych przestępców ta strona północna służy za wygnanie. Na jednego politycznego jest może dwudziestu lub więcéj zbrodniarzy, nie ma prawie wioski, żeby w niéj jednego albo dwóch nie było, Miejscowi mieszkańcy są, jak mówię, rzadkiéj uczciwości. Fakt, który mi się wydarzył w piątym, czy szóstym roku mego wygnania, będzie potwierdzeniem tego, co utrzymuję.
Jednego wieczora byłem w towarzystwie, gdzie grano w karty, ja grałem także; koło 2éj po pół-