Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/040

Ta strona została przepisana.

handel wódką. Pijaństwo panuje tu i jest rozpowszechnione we wszystkich klasach. W tak lichéj naprzykład mieścinie jak Solwyczegodsk liczącéj 800 mieszkańców, rachując w to kobiety, załogę i nas zasłanych, było do piętnastu szynków, t. j. jeden szynk na 53 osoby. Wiedzieć przytém należy, że konsens bardzo się drogo opłaca i wynosi do 300 rubli rocznie. Jakąż więc ogromną ilość wódki trzeba przedać, aby wyjść na swoje. Ale téż każdy chłop, będący na targu w niedzielę, uważa sobie za święty obowiązek upić się. Jeżeli który nie ma za co, to przynajmniéj udaje pijanego, żeby się nie poniżyć w oczach znajomych.
Charakterystycznéj rozmowie przysłuchałem się raz w lecie, siedząc przy otwartém oknie. Właśnie wyszedł odemnie chłop jeden, dobry mój znajomy Siemion (Szymon), prosił on mnie był, o 5 kopiejek, na szklankę wódki, ale napróżno, bo mu odmówiłem stanowczo; był on niezawodnie zupełnie trzeźwy. Wychodząc, stanął przed moją bramą; naraz widzi z daleka zbliżającego się innego chłopa, snać swojego znajomego. Owóż z trzeźwego czyni się w mgnieniu oka pijanym, zatacza się i Śpiewa na całe gardło. Znajomy tymczasem nadszedł i rzekł no niego:
— No cóż Siemion apiat' narezałsia (znowu pijany),
— Tak bracie Wańka (Jaś) upiłem się jak bydlę.
— Eh! jakiś ty szczęśliwy.
— Zapewne, całegom rubla przepił.
— Ty zawsze masz pieniądze.
— Tak, tak, Bóg miłosierny na wódkę zawsze daje.
— Chodź, pójdziem do domu.
— Nie, głowa mnie tak boli jakby chciała pęknąć; trzeba się wrócić na rynek i wypić wódki, może przestanie.