Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/050

Ta strona została przepisana.

ryb, pływanie po rzece, zbieranie grzybów i jagód, tudzież podwieczorki za rzeką. Polowanie, jak mówiłem, władza tolerowała, strzelbę wolno było mieć każdemu, ile że to stanowi prawie jedyny sposób zarobkowania. Zdarzyło się raz, że nie dowieziono prochu do tamtejszéj prochowni; isprawnik zaraz przesłał urzędowy raport do gubernatora, że jeżeli natychmiast nam tego przedmiotu nie dostarczą, to nie ręczy za możność zebrania podatków w oznaczonym przez prawo terminie. Zawołanymi myśliwcami byli: Jan. Kl, Al. i Wys.; przyłączyłem się téż do nich i razem wszyscy, albo partyami chodziliśmy.
Na wiosnę, przy wylewie rzeki, można setkami zabijać zające; biedne te stworzenia, nie spodziewając się tak znacznego wezbrania wody, nie chronią się w odleglejsze miejsca, tylko na pagórki jeszcze nie zalane uciekają. Woda, przybierając, zalewa i to ostatnie ich schronienie. Nie ma wtedy dla nich ratunku, bo wszędzie woda. My na łódkach przejeżdżaliśmy z jednéj wysepki na drugą i wszystko, co się na nich znajdowało, wpadało w nasze ręce. Nie można jednak obejść się bez psa, bo te wysepki są niekiedy dość rozległe. Nie trzeba tego brać za złe i uważać za barbarzyństwo, bo gdyby nie wystrzelano tych biednych kotów, wodaby je z sobą uniosła. Raz zdarzyło nam się złowić zajączka płynącego, ale temu nic złego nie zrobiliśmy; zabrałem go do domu i dość długo żył u mnie, następnie go puściłem na wolność z pamięci na to, że ja sam w niewoli.
Zabite zające rozdawaliśmy szczodrze. Kto tylko chciał, brał ile mu się podobało. Sobie małośmy zostawili, bo na wiosnę, wypościwszy się przez całą zimę, są chude i niesmaczne. Skórki ich téż nic nie warte, bo już szare i lenieją. Polowanie to trwa tylko kilkanaście dni, jest ono bardzo utrudzające, bo jeszcze wtedy zimno, a za-