wcu i lipcu. Kiedy wiało przeciw prądowi, pod wodę płynęliśmy z żaglami, a nazad bystrość prądu niosła nas do domu.
Wygnańców naszych podzielić można na trzy klasy, pod względem materyalnym. Do pierwszéj należeli ci, co nie mieli nic, do drugiéj ci, co mieli bardzo mało, do trzeciéj ci, co mieli trochę więcéj. Ci, których zaliczam do pierwszéj klasy, dostawali od rządu dwa ruble miesięcznie; trudno — niepodobno nawet, było się z tego utrzymać i z domu téż bardzo mało im przysyłano. Nie byli to jednak ludzie wykształceni i wychowani delikatniéj; po większéj części zagonowa szlachta, przyzwyczajona do pracy, nawet czytać i pisać nieumiejąca, Niektórzy w szlachetnéj dumie nie chcieli żadnéj przyjąć jałmużny i wsparcia, sami na chleb swój powszedni zarabiali, to idąc w służbę furmanów i stangretów, to wracając do rzemiosła, które w kraju prowadzili, zwykle do ciesiołki lub stolarki. Innym zaś, którzy służby znaleść nie mogli, a rzemiosła żadnego nie mieli, udzielali wsparcie miesięczne ci, co mieli więcéj, Niektórzy pisali do bogatszych znajomych w kraju i wyjednywali składki dla tych biedaków.
Do drugiéj kategoryi zaliczam tych, co pobierali od rządu, po sześć rubli miesięcznie; ci, choć z bardzo wielką biedą, przy bardzo wielkiéj oszczędności, jednak mogli tak się urządzić, żeby z głodu nie umrzeć. Wielką im ku temu pomocą była taniość mieszkania i opału; za dwa złote miesięcznie można było mieć bardzo skromną wprawdzie, ale osobną izdebkę. Drzewo tak tam nieodzowne i którego tak wiele wychodzi, płaciliśmy sążeń 1/3 kubiczny, bo szczapy tylko łokieć długości, z po-