i w Solwyczegodzku domy budowane bywają wśród ogrodów i są jedne od drugich ogrodami oddzielone. Niektóre z nich są bardzo obszerne, to téż chociaż miasta są mało ludne, rozległość ich jest znaczna. Wejście do każdego domu bywa zawsze z podwórza. Nie trzeba myśleć, że w ogrodach znajdują się drzewa lub krzewy; to po prostu kawałek pola, na którém sieją zboże, lub sadzą marchew albo kartofie. Żadne owocowe drzewo z powodu srogości klimatu utrzymać się tam nie może, z krzewów ogrodowych tylko jedna czerczucha i to skarłowaciała, przyczepi się czasami do ściany, ku południowi wystawionéj. Nic téż smutniejszego, jak widok tych miasteczek i wiosek, ogołoconych z wszelkiéj zieloności, regularnie zbudowanych wzdłuż drogi błotnistéj, pozbawionych wszelkiéj poezyi i uroku, cechujących nasze sioła.
W drugim roku mego wygnania kupiłem sobie dom. Składał się on z trzech pokoi, kuchni, sionki, spiżarni. Pod kuchnią była piwniczka, a wszystko doskonale położone, była przy tém komórka na drzewo i lodownia. Tam przy każdym niemal domu jest lodownia; na wiosnę napełnia się ją śniegiem i mocno go ubija; zwykle śnieg ten trwa przez całe lato. W jesieni resztę śniegu się wyrzuca, zapala się w niéj ogień, aby ją osuszyć, przewietrza się dni kilka, a na zimę służy za piwnicę, w któréj przechowują się kartofle do sadzenia. Domek mój był w narożniku; frontem obrócony na plac i jezioro, drugą stroną na ulicę. Stan jego, kiedym go nabył, był zupełnie dobry; miał w oknach szyby ze szkła lagrowego, piece nowe, ściany świeżo oklejone papierowemi obiciami. Wystawiony na poładnie, był wcale ciepły, przytém należało doń z pół morgi gruntu, bardzo dobrze ogrodzonego. Skarb ten dostał mi się za ośmdziesiąt rubli; podatku trzeba było płacić dwa czy trzy złote rocznie. Dawny jego gospodarz mu-
Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/062
Ta strona została przepisana.