Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/065

Ta strona została przepisana.

rozstać się z tym, wiernym sługą; nie miałem, mu czém płacić, nie mogłem go odziewać, nie miałem mu dać czego jeść; chciał on pomimo to zostać koniecznie przy mnie, bylem go tylko karmił, ale rzeczywiście nie byłem w stanie, tego uczynić; dla siebie jednego ledwo mógłem wystarczyć. — Ze łzami w oczach pożegnałem Nikołkę, który się zanosił od płaczu. Przyjął on służbę u doktora z Ustsysolska, — i materyalnie położenie jego się poprawiło, ja płaciłem mu tylko rubla miesięcznie, tam dostawał pięć.
Minęło lat, kilka, Nikołka doszedł do lat 20, musiał wrócić do Solwyczegodska i stawać do wojska. Kilka miesięcy. przed poborem przyjechał on rzeczywiście, lecz już nie ten sam, którego dawniéj znałem. Pozawierał przyjaźnie najzgubniejsze, do szynku ciągle zaglądał, — a jak był u mnie, nigdy kropli wódki nie skosztował. — Nagle, rozchodzi się rano wieść po mieście, że stróża jednéj z cerkwi i jego żonę, w nocy zamordowano, a cerkiew złupiono. Tegoż dnia schwytano winnych, było ich dwóch, a jednym z nich był Nikołka!!
Kilka razy odwiedziłem go w więzieniu; pierwszy raz nie chciał wyjść do mnie; drugim razem namówił go smotrytiel, żeby się ze mną widział Jak przyszedł, rzekłem do niego:
— Czy to prawda? czy to może być? z twoich ust chcę się tego dowiedzieć, inaczéj wiary nię dam.
— Tak, baryń, — odpowiedział.
— Ale co cię spowodowało?..
— Sut’ba (przeznaczenie), ale niech baryń o tém nie mówi, bo odejdę.
Widziałem go jeszcze kilka razy, ale nie mi nigdy nie chciał powiedzieć o téj strasznéj zbrodni.
Wyrok prędko zapadł, Był wystawiony na