Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/066

Ta strona została przepisana.

szafocie, piętnowany, dostał dziesięć pletni (od 15 najsilniejszy człowiek umiera), i zesłano go na wieczne czasy do ciężkich robót.
Dziś jeszcze, opisując to zdarzenie, nie mogę sobie wytłómaczyć, jakim sposobem z tak uczciwego, łagodnego, spokojnego chłopca, mógł wyrość taki straszny zbrodniarz.

XV.
Zwrot w siebie.

Dziś 15 maja, siedzę przy otwartém oknie i myśli moje daleko bujają i wzrok mój widzi błękit nieba bez chmurki i śpiew słowika do ucha mego dolatuje i dobrze mi, spokojnie, błogo. Choć Pan Bóg nie dał mi własnego zakątka i nie pozwolił mi wytchnąć pod rodzinną strzechą po tylu próbach i przejściach; zachował mi za to matkę, która mnie przytuliła do siebie i dał napotkać przychylność u ludzi, których tylko co poznałem, i znowu czuję siłę i ochotę do wszystkiego, co dobre i znowu zaczynam ufać w przyszłość.
Opowiadanie moje o wygnaniu nieraz może, nasuwa komu myśl, że mi tam tak źle nie było. Ależ na jeden dzień wesoły, albo raczéj na jeden dzień, który miał pozór wesołości, ileż liczyłem dni smutku i znękania.
Słowo nie znaju” — pierwsze, które usłyszałem przy wywiezieniu, powtarzało się ciągle: — Czy długo jeszcze trwać będzie moje wygnanie? „nie znaju.* Czy będzie kiedy koniec temu cierpieniu? „nie znaju.“ Czy choć raz przed śmiercią wrócę do ojczyzny? „nie znaju.” Niepewność ta, to życie bez jutra, były zabijające, a jutro zawsze wstawało ciemniejsze od wczoraj, żaden promyk nadziei mu nie przyświecał.
Liczne manifesta i amnestye cesarskie, tak hałaśnie w pismach publicznych ogłaszane, na nasz