Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/074

Ta strona została przepisana.

wiała się codzień, uroczyściéj w pierwszych dwóch latach, bo nie było zabronione śpiewać po mszy pieśni nabożnych po polsku. Po skończeniu ofiary świętéj zawsze ks. Kowalewski intonował: „Święty Boże”, „Przed oczy Twoje Panie“ i wszyscy chórem mu towarzyszyli. Ale ukaz z 1868 roku zabronił modłów w polskim języku, od téj téż pory Pieśni ustały zupełnie, bo ani nasz kochany proboszcz ani my nie bylibyśmy się zgodzili na śpiewanie tych pieśni po rosyjsku. Kaplica była zawsze pełna, oprócz nas katolików przychodziło jeszcze wielu Moskali przypatrywać się naszemu obrządkowi religijnemu; należy im przyznać, że zachowywali się jak najskromniéj i jak najprzykładniéj, nawet szeptów nie było słychać podczas mszy, a dopiero późniéj uwagi swoje robili. Uwagi te nie były nieprzyzwoite lub szydercze, owszém nasze obrządki bardzo im się podobały. Po mszy świętéj, ks. Kowalewski szedł do innego pokoju na kawę, gdzie wszyscyśmy się schodzili, następnie zabieraliśmy go z sobą.
Tak jak każdy monarcha trzyma się w podróży programu, ułożonego przez swego ministra dworu i nie odstępuje od niego, tak i proboszcz nasz kochany, skoro stanął między nami, tracił wolę własną. Skoro zapowiedział nam, ile dni zabawi, my czas jego między siebie rozbieraliśmy, każdy, choć nie bogaty, pragnął go ugościć, a z nim i wszystkich rodaków mieć na obiedzie lub kolacyi. Obiady bywały mniéj liczne, na nie zapraszało się każdego z osobna; wieczorem schodzili się wszyscy bez różnicy. Przyjęcie bywało sute, każdy ostatki z pod duszy wydobywał, żeby było dobrze i suto, i Walter Scot pozazdrościłby może tych ogromnych rądli bigosu, sążnistych kiełbas i setek kołdunów, ale bo téż nasi wygnańcy mieli doskonały apetyt i nie szło, lada czém go zaspokoić.
Sam sobie gotując przez kilka lat, chciałem