Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/077

Ta strona została przepisana.

a wszyscy z przyjemnością go powitali, ile że większa część naszych była z Litwy, a tam trunek taki bardzo jest znany i lubiany. Ksiądz Kowalewski także mu był rad, jak dawnemu znajomemu. Trudno sobie wyobrazić, jak takie zebrania były serdeczne. Jeżeli n. p. dwóch z pomiędzy nas było w sporze, to pewno ksiądz Kowalewski ich pogodził, i przez ten krótki czas jego pobytu, stanowiliśmy jakby jednę rodzinę.
Rozmowa była ogólna, nasz proboszcz opowiadał nam niejedno, co mu się przytrafiło w Wołogdzie, i nowiny ze świata, którego był trochę bliżéj; my z naszéj strony skarżyliśmy się na naszą biedę, a chociaż przedmiot ten był niewyczerpany, na co się przyda ciągłe narzekanie, chyba, żeby większą jeszcze gorycz w sercach budzić. To téż kiedy nasze twarze się zasępiły, wnet przechodząc z tego tonu minorowego w majorowy, ksiądz Kowalewski zaśpiewał jaką pieśń z 63 roku, oblicza się rozjaśniły, każden wtorując, jak mógł, głos swój dołączał do ogólnego chóru. Bo jakaż dusza polska się nie rozpali, czyjeż serce nie uderzy silniéj, słysząc pieśni, które się w obozie śpiewało! Być może, że nasze powstanie było szaleństwem, krokiem niepolitycznym, że do zniszczenia kraj przyprowadziło; zgadzam się w tém najzupełniéj, a czyż to ujmuje sławy téj garstce mężnych dzieci, które przeszło rok stawiały: czoło całéj potędze Moskwy? Mimo szaleństwa, na żałosne współczucie zasługują ci, co w niém udział brali. Nie mówię tu o organizacji, o komitetach, o rządzie tajnym, ale jedynie o tych kilku tysiącach powstańców, co bez chleba, bez dachu, bez ubrania, bez dowódzców, boso, na pół odziani i licho uzbrojeni siebie samych poświęcili dla kraju. Oni nie zastanawiali się długo, szli na pierwsze wezwanie, bo im powiedziano, że chodzi o obronę kraju, szli i ginęli, albo, co gorzéj jeszcze, przykuto ich łańcuchami do