Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/081

Ta strona została przepisana.

śmy się, że wyjedziemy tego samego wieczora; koło godziny 10. Przygotowania były nie wielkie; nie chciałem Girkonta narażać na wydatki, bo był to człowiek biedny, więc prawie wszystkie zapasy wzięliśmy z miasta. Posłałem po mego znajomego chłopa Siemiona, który niebawem przyszedł, bo niedaleko mieszkał, i nakazałem, żeby miał trójkę koni i dobre sanki gotowe na 10 godzinę pod największym sekretem. Z Solwyczegodzku bałem się wyjechać pocztą, byłoby to zaraz zwróciło uwagę, przeto do pierwszéj stacyi miał mnie odwieść Siemion. Siemion, jak wszyscy inni chłopi, posiadał tylko jednego konia, ale łatwo przyszło wynająć więcéj od krewnych lub sąsiadów, więc na niego złożyłem cały kłopot.
Poprosiłem jednego z naszych, żeby podczas mojéj nieobecności przychodził nocować w mojém mieszkaniu, bo Nikołka na mnie o to napierał — a ten, do któregom się udał, chętnie się na to zgodził.
O 10 byliśmy gotowi; niebawem wjechał Siemion we wrota otwarte na dziedziniec, żeby na ulicy nie było śladu, że wyjeżdżamy. Siemion wszedł do pokoju, skłonił się trzy razy w stronę jednego z kątów pokoju i trzy razy się przeżegnał, chociaż obrazów u mnie w kącie nie było — i on o tém doskonale wiedział, bo gdym dawniéj zwracał mu na to uwagę, to mówił: „przyzwyczajenie baryń.“ Od téj pory uwag mu więcéj nie czyniłem. Wszedł więc Siemion i oznajmił, że nie trójką, ale czterema końmi przyjechał.
— Ja ci kazałem wziąść tylko trzy.

— Ty[1] baryń tylko za trzy zapłacisz, a ja swojego darmo ci zaprzągłem.

  1. W głębi Rosyi chłopi uważają za większe uszanowanie mówić ty, jak wy. Do gubernatora np. mówią: Ty Jaśnie Wielmożny......