Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/096

Ta strona została przepisana.

siał dobrze skryć, żeśmy go przez cały dzień w tym ogórku szukali i nie mogliśmy go znaleść.
Król pokiwał głową.
— Dobrze, rzekł, idź sobie.
Jeromka wyszedł.
— Pójdziemy się przejść, rzekł król do Fumki.
Wyszli, a król pokazywał Fumce swój Ogromny pałac, jakiego nie ma drugiego na świecie.
— A takie pałace czy macie? zapytał król Fumki.
— Najjaśniejszy Panie, u mnie chlewy są większe. Kiedy mój pałac budowali, to razu jednego cieśli, który dach stawiał, wypadła z ręki siekiera, musiał zejść, aby ją podnieść, lecz zanim zeszedł, to jaskółki przylepiły do toporzyska gniazdo i nawet małe już się wykluły, a on ciągle schodził. A jeżeli nie wierzycie, Najjaśniejszy Panie, spytajcie się mojego dieńszczyka Jeromki.
— Żawołać mi tu zaraz Jeromki, rzekł król do swojego dworzanina.
Jeromka niebawem się zjawił.
— Czy to prawda, co twój pan utrzymuje? zapytał go król i powtórzył słowa Fumki.
— Nie mogę wiedzieć, N. P., bo przyjąłem służbę u mojego pana, gdy już pałac był ukończony, ale tylko to powiem, że kiedy razu jednego kury wlazły na dach, to zaczęły skubać gwiazdy, a kogut to nawet dziobał księżyc. Niechno N. P. się przypatrzy, oto świeci, ale jeszcze udziobany kawałek mu nie odrósł.
W istocie księżyc był w pierwszéj kwadrze.
Ten ostatni argument zwyciężył króla, to téż obiecał oddać rękę swéj córki łgarzowi Fumce.
Ale gdy go przedstawiono królewnie, to na żaden sposób nie chciała się zgodzić, bo kochała się już w jakimś księciu węgierskim.
Długo jeszcze bajarz opowiadał, ale nie po-