Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/104

Ta strona została przepisana.

do policyantów, bo każę was związać i do kozy wpakuję.
— Co ty? psia duszo! wołał Jakowlew.
— Spiszemy protokół, zrobiemy prigowor (postanowienie), rzekł pisarz do, starszyny.
— Bardzo dobrze, odpowiedział.
W pięć minut protokół był spisany podług wszelkich form, a za obelgi miotane przeciwko starszynie i pisarzowi, sąd gminny skazywał winnych na 24 godzin aresztu. Wszyscy członkowie się zaraz podpisali, ponieważ byli obecni, wyrok zaciągnięto do księgi, chłopi poprowadzili w tryumfie Jakowlewa i Prełoskiego do kozy, która tuż obok kancelaryi się znajdowała. Cała ta sprawa, dzięki energicznemu postępowania pisarza, nie trwała i kwadransa.
Powróciliśmy do przerwanego śniadania, ale nie wiedząc, co nastąpi, pragnęliśmy jak najprędzéj wyjechać. To téż koło pierwszéj pożegnaliśmy gospodarza, starszynę i innych, aby wrócić do domu Girkonta, gdzie miały zajść po nas konie; wszyscy żegnali nas z wielkim szacunkiem, prosząc, abyśmy jeszcze kiedy Bereznawłock odwiedzili, co przyrzekliśmy uczynić. Pisarz, starszyna, starostowie i ich pisarze odprowadzili nas do domu, aby być jak najdłużéj z nami. Nie dłagośmy czekali, wnet zajechały ogromne sanie, zaprzężone w ośm koni, jeden przed drugim, a na każdym siedział foryś.
— A to co takiego! zawołałem wyglądając oknem.
— Pozwólcie nam, żebyśmy was odwieżli z należném poszanowaniem, rzekł kłaniając się starszyna. Chłopi ze swojéj ochoty sprzęgli tyle koni. Was to nic nie będzie kosztować.
Nie było czasu na ceremonie, to téż jeszcze raz się pożegnawszy i podziękowawszy za przyjęcie jakiegośmy doznali, zabieraliśmy się do odjazdu.