Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/114

Ta strona została przepisana.

chciał przyjąć trochę pieniędzy, któreśmy na prędce zebrali między sobą; jedyną rzecz, którą zmusiliśmy go wziąść, to parę butów, bo jego łapcie były podarte, a powinny były wystarczyć aż ma miejsce. Miałem to szczęście, że udało mi się wyrobić mu podwodę. Prosiłem tamtejszego doktora powiatowego, aby mu wydał świadectwo, że jest chory i daléj iść pieszo nie może, Dr. Sokołów (już umarł) zaraz napisał potrzebne Świadectwo i chociaż władze się sprzeciwiały zaasygnowaniu funduszu na furmankę, były jednak zmuszone to uczynić, dzięki energicznéj postawie doktora. Dostałem od Niemirycza późniéj kilka listów z nowego miejsca jego pobytu, mógł nareszcie znieść się z rodziną, i pomoc otrzymać. Kiedy zostałem ułaskawiony, o jego uwolnieniu nie jeszcze słychać nie było.
Jak powiedziałem na wstępie tego rozdziału, zaczęto o nas zapominać. Listy od rodzin naszych stawały się coraz rzadsze, mówię tu wogóle o wszystkich; pomoc, jakiéj nam udzielano, co rok się zmniejszała. Byli tacy, którym rodzice lub opiekunowie w czasie ich wygnania pomarli; do niektórych zaprzestano zupełnie pisywać; już nie oczekiwaliśmy poczty z tą gorączkową niecierpliwością, co przed tém, a jeżeli biegliśmy za każdém jéj przybyciem na stacyą, to wiedzieliśmy naprzód, ze wrócimy z niczém. Jednego roku koło Bożego Narodzenia, gdym oczekiwał zwykłéj półrocznéj pensyi 300 rubli, otrzymałem tylko list donoszący mi, że odtąd niczego nie mam się spodziewać; ale Pan Bóg dał mi charakter nie zgryźliwy, więc nie biorąc téj sprawy zbyt do serca, postanowiłem ograniczyć się w wydatkach, przytém miałem jaki taki zapasik, na gorsze dni zachowany i wiarę u ludzi. Z początku szło jako tako, myślałem, że położenie moje odmieni się. Ale, gdy nadszedł św. Jan, znowu tylko list otrzymałem i to samo