Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Nieraz mi się wtedy przypominała książeczka młodego Henryka Murger: Scenes de la vie de Bohéme. Jego bohaterowie mieli jednak nadzieję w przyszłości, a my żadnéj.
Jak wszystko przemija, przeminęła i zima, a potém poszły koleją wiosna, lato j jesień, Zima wróciła znowu. Otrzymywałem nieco pieniędzy z domu, ale te nie regularnie przychodziły, 150 najwięcéj 200 rubli rocznie, niestety musiałem długi płacić, więc życie zawsze było równie nędzne.
Jak już powiedziałem, z dawnéj mojéj zamożmości została mi się tylko jedna kotka. Wogóle mężczyźni kotów nie lubią, ale ja muszę się przyznać, że mam do nich słabość, bo proszę mi powiedzieć, gdy się jest samemu, w biedzie, czy to nie przyjemnie, jak takie zwierzątko wskoczy na kolana, zacznie się na nich kręcić, obcierać swój pyszczek o ręce, a po chwili zbędzie się wspinać na piersi, chwyta delikatnie łapką za brodę, a do wszystkich tych karesów dodaje ciągłe mruczenie, znak ukontentowania.
Dla czego zresztą nie mam lubić kotów? Wszak kardynał Richelieu lubił je namiętnie, a sławny poeta i pisarz francuski Theophile Gautier nie mógł ani jednego wiersza napisać, jeżeli faworyt nie siedział mu na kolanach. Te wielkie przykłady usprawiedliwiają, mam nadzieję, moją słabość dla tych zwierzątek.
Posiadałem tedy kotkę; kotka naturalnie miała na wiosnę kocięta; kocięta, kiedy już podrosły, rozebrano, został mi się tylko jeden kotek, któremu dano nazwę Wańka, jest to zdrobniałe Iwan, nie chciałem, żeby pamięć Iwana Leońtiewicza się zatarła, więc chocież kot nosił jego imię.
Wańka był najrozkoszniejszym kotkiem, tru-