Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/121

Ta strona została przepisana.

dno sobie wystawić coś rozkoszniejszego, rósł jak na drożdżach.
Jednéj niedzieli kupiłem na targu trzy funty wieprzowiny, miały mi one wystarczyć na cały tydzień; przyniosłem ten zapas do domu i położyłem na stole, a sam wróciłem na rynek, żeby kupić jeszcze mleka. Wracam, a tu moja kotka i Wańka w najlepsze siedzą na stole i kończą wieprzowinę.
Nie miałem ani grosza, żeby tę stratę zastąpić, wpadłem w gniew, kotka uciekła, ale złapałem biednego Wańkę i mocno rzuciłem o podłogę, zaraz się opamiętałem, ale już było za późmo, Wańka leżał na podłodze i ani się ruszył, A tylko miauczał przeraźliwie, podniósłem go, utuliłem, położyłem na łóżku, wszelako opatrując go spostrzegłem, że coś miał w sobie złamanego; dałem mu mleka, pić nie chciał. Dwa dni mój biedny Wańka żył jeszcze — i w końcu zdechł. Żebym był wiedział, że takie będą następstwa mego uniesienia, byłbym wolał i w tym, i w następnym i w trzecim tygodniu mięsa nie jeść, byle tylko mój biedny Wańka żył. Drobne to zapewne zdarzenie, ale na całe życie zostanie mi pamiętném, od owéj pory nigdy żadnego zwierzęcia nie uderzyłem, lękając się podobnych następstw, jak z Wańką. Bardzo mi żal było Wańki, na szczęście moja kotka miała znów kocięta, i dawnego Wańkę nowy zastąpił.
Pisząc te wspomnienia, widzę sam, ile w nich niedostatków. Koléj zdarzeń nie jest dobrze zachowana, często pod koniec opowiadam coś, z początku mego wygnania i przeciwnie. Możnaby poprawić lub przerobić, powiązać z sobą niektóre zdarzenia, inne obszerniéj opisać, inne znowu skrócić, ale jakoś nie mam do tego ochoty. Jedyna rzecz, co może mnie choć w części wytłómaczyć, to to, że żadnych zapisków na miejscu nie robi-