łem, zgoła nie myśląc, że kiedyś przyjdzie mi opisywać moje dziewięcioletnie wygnanie. Zaczęto je drukować bez mojéj wiedzy i musiałem daléj pisać, a gdym pisał, coraz to coś nowego się nasuwało, to późniejsze wypadki, to wcześniejsze. Zmieniać już nie szło; bo jak mówi rosyjskie przysłowie: „czto napisano perom, ne wyrubisz i toporom“, (co napisane piórem, nie wyrąbiesz toporem), a tém bardziéj co drukowane. Tak téż i ta moja praca, taką była na początku, taką i została, niech teraz idzie w świat i życzę czytelnikowi, aby mu tyle przyjemności sprawiła, ile ja jéj doznaję, opowiadając czasy ubiegłe.
Równie jednostajnym trybem dożyliśmy do dnia pamiętnego 1 sierpnia 1872 roku. Rano dnia tego, podczas gdy chodziłem po ogródku i cieszyłem się, że wszystko bujnie rośnie, że ogórki już są spore, ze zawiązuje się galarepka i że będę w końcu miał korzyść z kilkomiesięcznéj pracy, policyant przyszedł ranie zawiadomić, że isprawnik prosi do siebie i czeka w kancelaryi. Taka wiadomość nie mało mnie zastanowiła, ile, że isprawnik do kancelaryi nigdy nas nie potrzebował, tylko w razie, jeżeli miał objawić nam urzędowe rozporządzenie. Poszedłem zaraz i w kancelaryi zastałem już kilku naszych, a reszta się schodziła. Gdyśmy się wszyscy zebrali, p. Merenville de Saint Clair zawiadomił nas, że w skutek rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych, mamy być przeniesieni do miasta Uśtiuga, i nazajutrz powinniśmy być gotowi do drogi, bo taki jest rozkaz wyraźny gubernatora. Ale na nasze prośby i ponieważ to był zacny człowiek, zgodził się isprawnik na trzy dni zwłoki. Dopiero czwartego rano mieliśmy opuścić Solwyczegodsk.
Wiadomość ta niezmiernie nas ucieszyła, Uśtiug uważany był przez nas jako raj ziemski, ale zaczekam z jego opisaniem. Byli między nami i
Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/122
Ta strona została przepisana.