wnet w innne przeszły ręce, zachowałem sobie tylko prawo używalności, aż do chwili wyjazdu, ale rzecz jasna, że wszystko za bezcen zbyłem. Tylko na ogród nie mógłem znaleźć amatora, nikt go kupić nie chciał; gdybym był został, pewno ze dwadzieścia rubli byłby mi przyniósł, a teraz za pięć oddawałem i jeszcze go nie chciano. Byli tacy, co mi rubla ofiarowali; nie przyjąłem, wolałem darować go raczéj gospodarzowi, u którego parę lat mieszkałem i który zawsze bardzo był dla mnie dobry, chociaż straszny pijak.
Ogromny rejwach panował w mieście przez te parę dni. To myśmy chodzili z pożegnaniem, to do nas ciągle przybywano, nie mieliśmy ani chwili swobodnéj. Koło niektórych wierzyciele się uwijali, ale napróżno, bo kieszenie były puste. Innym znowu, którzy mieli dużo rzeczy do sprzedania, a ostro się trzymali, towarzyszyła zgraja kupujących. Jedni nas serdecznie żałowali, drudzy znowu w duszy radowali się, że przecież pozbędą, się intruzów, co długo rej wodzili. Śmiało mogę powiedzieć, że ogólnie, szczerze byli do nas przywiązani, większość z prawdziwym smutkiem patrzała na nasz odjazd i nie chlubiąc się, muszę powiedzieć, że wspomnienia, które po sobie zostawiliśmy, zaszczyt nam przynoszą.
Mieliśmy wyjechać dnia 4 rano, ale nie mogliśmy się zebrać, więc dopiero dobrze po południu wyruszyliśmy w drogę. Kilku, udając chorych, pozostało za nami, wyjechało nas tylko óśmiu. Nieszlachcic lub pozbawionym praw szlacheckich furmanek nie dawano, ale isprawnik tak zarządził,