Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/133

Ta strona została przepisana.

rze, który już nawet nie nosił nazwy familijnego zebrania, ale który przezwano balem maskowym, chociaż ani jednéj maski na nim nie było, może dla tego dano mu taką nazwę, że często kieliszki zamaskowały rozum nietylko urzędnikom lecz i kupcom, owoż tedy na tym balu, jedna z pań kupcowych uważając się obrażoną ztąd, że jej zbytecznie ściśnięto rękę w jakimś chaine, czego się dopuścił jeden z najznakomitszych urzędników, bo śliedowatiel (sędzia inkwirent); poskarżyła się przed młodym kupczykiem swego męża, ile że ten ostatni siedział sobie spokojnie w domu i wypoczywał po całodziennéj pracy. Kupczyk z zadartym w górę nosem żąda wyjaśnienia, za co zbyt niegrzeczną dostaje odprawę, kupcy, biorą jego stronę, urzędnicy stronę śliedowatiela, z początku wszystko ogranicza się na słowach, wprawdzie w druku nie używanych, lecz zawsze tylko na słowach; gdy nagle, jak bomba, wpada między urzędników kula bilardowa. „Wy bilami, to my kijami“, zawołał śliedowatiel i w rzeczy saméj wzięli się do kijów. Kupcy téż za kije bilardowe i daléjże jedni na drugich.
Prawdziwa była po téj zwadzie maskarada, Jedni byli krwią powalani, inni z podbitemi oczami jak nie boskie stworzenia wyglądali, — fraki, ha! nawet kamizelki i koszule podarto sobie w kawałki. Chcieli maskarady, to téż pamiętną sobie urządzili. A wszystkie dzienniki petersburskie i moskiewskie rozpisały się o bohaterskich czynach Uśtiużan.
Widać, że ten rok 1873 był skazany na jakąś epidemią, bo nie tylko w Uśtiugskim klubie taka wojna się toczyła, wojna, którą nazwano „nieprzyjemném nieporozumieniem“, ale i w wielu innych miejscach, o czém z gazet rosyjskich wiedzieliśmy. Bądź co bądź pragnąc jednak powstrzymać dalsze następstwa téj sprawy, członkowie