Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/135

Ta strona została przepisana.

lafiorów, które jak jabłuszka wyglądały z pomiędzy swoich wielkich liści i wielu innych dorastających warzyw. Bo chociaż pozostałem w témże samym Uśtiugu, bez procesu nie mógł bym był korzystać z własnego ogrodu, a wolałem go, wszystkiego raczéj się wyrzec, niż odwoływać się do sądu.
Z panem Edwardem już wtedy w najściślejszéj żyliśmy przyjaźni, po kilka godzin dziennie spędzaliśmy razem, najczęściéj na czytaniu, lub na poważniejszéj rozmowie. Szachy były także ulubioném naszém zajęciem.
Przyjaźń p. Edwarda szczególniéj potrzebną mi się okazała, kiedy nastąpiła katastrofa, która mnie zmusiła do zmiany mieszkania. Wtedy zacny ten człowiek z prawdziwą czułością, brata zajął się mną, pocieszał, uspokajał, trochę nawet moralizował, ale tak łagodnie, tak słodko, że miło było z ust jego słyszeć, choć i cierpką prawdę.
Moje przygody i smutek, który po nich został, jeszcze więcéj nas zbliżyły, nie rozłączaliśmy się już prawie, 1 skończyło się na tém, iż do niego się sprowadziłem. W tedy to jeden z obywateli mieszkających pod Wołogdą, przybywszy za swemi iuteresami do Uśtiuga, przywiózł z sobą zupełne wydanie paryzkie dzieł Mićkiewicza i panu Edwardowi uprzejmie na dni kilka je pożyczył.
Bardzo trudno w Rosyi mieć takie książki, to téż z prawdziwą radością pożeraliśmy prawie Dziady, p. Tadeusza, Księgi Pielgrzymstwa, a sczególniéj czytając te ostatnie, lżéj się robiło na sercu, gdy się tak myśl nasza odświeżała i podnosiła.

XXVIII.
Wyjazd.

W tém, gdyśmy spokojnie siedzieli w Uśtiugu wielka zmiana zaszła w Królestwie. Hr. Berg za-