Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/137

Ta strona została przepisana.

dzi, których się spodziewałem, a zostawiwszy tylko panu Edwardowi upoważnienie do odebrania przesyłek z poczty, w drugiéj połowie lutego porzuciłem te dalekie a niemiłe strony.

Oto i koniec wspomnień! „Przecież!” zawoła nie jeden z czytelników, który miał cierpliwość przeczytać je.
Na to ja mu odpowiem z Alfredem de Musset:

 Surtout, considérez, illustres seigneuries,
Comme l’auteur est jeune, et c’est sou premier pas.

Drogi z powrotem do kraju opisywać nie myślę, gdyż tak się odbyła jak każda inna, lecz kto już do téj chwili był cierpliwy, to niech zechce jeszcze przeczytać wyjątek z listu pisanego do matki, zaraz po powrocie do domu.
...... W Moskwie zatrzymałem się dni parę, Zwiedziłem Kreml, widziałem pokoje, w których mieszkała Maryna, a miałem wtedy, głowę przepełnioną historyą Dymitra, bo właśnie przed wyjazdem wiele o nim czytałem. Pisarze moskiewscy coraz bardziej skłaniają się do przypuszczenia, że on był rzeczywistym synem Iwana.
Napomknę jeszcze o Smoleńsku, w którym doznałem najrzewniejszych wrażeń. Zatrzymałem się w tém mieście, żeby odwiedzić jednego ze znajomych pana Edwarda. By do niego się dostać, należało przejeżdzać koło katolickiego kościoła, a że to było koło dziesiątéj rano i kościół był otwarty, wstąpiłem. Zastałem mszą śpiewaną przy muzyce organ. Padłem na kolana. O moja mateczko, co się w duszy mojéj wtedy działo, to trudno opisać, od dziewięciu lat pierwszy raz byłem na mszy w kościele, a co więcéj na mszy śpiewanéj. Łzy jak deszcz z oczu pociekły, gardło tak się ścisnęło, że oddychać prawie nie mógłem,