Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/104

Ta strona została przepisana.

W tej chwili statek pędzony wiatrem wpływał pomiędzy skały sterczące z morza nad brzegiem.
Za pierwszym ich szeregiem znajdowała się dosyć znaczna przestrzeń, do której fale dochodziły już osłabion
Na statku zwinięto naraz wszystkie żagle, zarzucono kotwicę i spuszczono szalupę na morze. Do niej weszła owa kobieta z czterema lokajami i z kilkoma wioślarzami.
Brwi lorda Jerzego zmarszczyły się gwałtownie, krew znowu uderzyła mu do twarzy, na której malowało się silne wzruszenie. Wycierał swój binokl, przykładał go do oczów i wycierał znowu. Wzrok jego był jakby zamglony.
— Czy znasz tego człowieka? — zapytała Georgiana Franię, która nie odrywała oczów od idącego zwolna Irlandczyka.
— Tak jest, — odpowiedziała Frania.
Georgiana zabierała się zadać jej inne pytanie, ale uwaga jej zwróconą została w inną stronę, a mianowicie na męża, któremu wyrwało się z ust gniewne przekleństwo.
— Nie rozbili się! — zawołał, ściskając pięście, — niech ich jasny piorun trzaśnie!
Szalupa znajdowała się w tej chwili pomiędzy skałami i była niemal całkiem zasłonięta pianą morskich fal.
Obie kobiety, które dotąd nie widziały jej, krzyknęły z przerażenia.
Od czasu do czasu szalupa ukazywała się wyraźniej i pomiędzy majtkami wiosłującymi zapamiętale, można było dojrzeć stojącą kobietę.
Naraz olbrzymi bałwan uderzył o skały z ogromnym łoskotem i stracono szalupę z oczów.
Lord Jerzy odetchnął głęboko i złożył ręce jakby do dziękczynnej modlitwy, podczas gdy obie kobiety wyciągnęły ramiona i stały nieme z przerażenia.
Radość lorda Jerzego, była krótkotrwałą, chwilę później bowiem szalupa, ominąwszy szczęśliwie ostatnie szeregi skał, dobiła do brzegu.
— Zdawało mi się, iż są zgubieni! — rzekła Georgiana, odetchnąwszy swobodniej.
Lord Jerzy stał nieruchomy. Ci, którzy go znali oddawna, nie widzieli nigdy całkiem bladej jego twarzy, do której krew bezustannie napływała; tym razem jednak był blady jak trup.
Georgiana spojrzała na niego przypadkiem.
— Co ci jest? — rzekła z przerażeniem.
Montrath nie był wstanie odpowiedzieć.
Kobieta ze statku wyskakiwała w tej chwili na brzeg wraz ze swemi czterema lokajami. Lord Jerzy patrzał wciąż na nią błędnym wzrokiem.
Georgiana zwróciła oczy w tę samą stronę i zbladła także. Tchu jej zabrakło.
Szepnęła tylko dwukrotnie:
— To ona! to ona!
I zachwiała się. Frania ją przytrzymała.
I podczas gdy młoda dziewczyna, przerażona tym wypadkiem, pytała przyjaciółkę o powody nagłego przerażenia, Georgiana, wyciągnąwszy zesztywniałe ręce ku wybrzeżu, powtarzała wciąż:
— To ona! to ona! Boże zlituj się nademną!


IV.
Chleb owsiany.

Montrath, Georgiana i Frania, znajdowali się na najbardziej wyniosłym i najbardziej wysuniętym szczycie Ranach-Head. Tylko mur oddzielał ich od przepaści, mur wzniesiony w późniejszych czasach niż zamek Diarmid, istniejący już jednak od kilkuset lat.
Lord Montrath znajdował się w odległości kilku kroków od dwóch młodych kobiet. Stał wsparty o parapet, nieruchomy i sztywny jak posąg z kamienia. Na lewo od niego i tak blizko, iż mógł jej dotknąć ręką, wznosiła się zachodnia wieża zamku, występująca po za parapet i zawieszona nad przepaścią.
Frania podtrzymywała wciąż Georgianę.
Młoda kobieta nie odzywała się. Oczy jej, przejęte zgrozą, były wciąż utkwione w to miejsce wybrzeża, do którego przybiła szalupa.
Wieśniak irlandzki idący nad morzem dostrzegł też niebezpieczne położenie szalupy. Podążył natychmiast na ratunek z niesłychaną zwinnością i prędkością. Lecz mimo pośpiechu, gdy stanął nad wodą, fala już przyniosła na brzeg szalupę ocaloną.
Wieśniak zatrzymał się i patrzał na wylądowanie, wsparty na swoim kiju.
Wzrok Frani odszukał go w tem miejscu. Od dawna już, mimo znacznej odległości, poznała była Morrisa Mac-Diarmida.
Lecz w tej chwili musiała się przedewszystkiem zająć przyjaciółką, której stan był opłakany. Frania spostrzegła pomięszanie lorda Jerzego i zrozumiała napół niemą scenę, która się w jej obecności odgrywała.
Usiłowała jednak wątpić jeszcze i wytłómaczyć całe zajście powodami niemającemi żadnego związku z opowiadaniem pani Montrath.