Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/110

Ta strona została przepisana.

zniewagi. U Maryi Wood zarabiano nie mało grosza;! dwaj lokaje ranni wstali z wysileniem i poszli za nią.
Lord i obie panie wrócili też do pałacu Montratb, przez całą drogę nie wymówiwszy ani słowa.
Zasiedli razem w salonie recepcyjnym, umeblowanym wspaniale, lecz bardziej bogato niż gustownie, ale imponującym wymiarami.
Georgiana i Frania siadły przy oknie. Montratb spacerował wzdłuż i wszerz pokoju. Zdawał się unikać wzroku żony i ciągle zwracał go ku drzwiom wchodowym.
Lękał się przybycia kogoś i nie był wstanie ukryć swej obawy.
Od czasu do czasu przechodził koło młodych kobiet, mimowoli zwalniał kroku; widać było, iż chce coś powiedzieć, ale nie śmie.
Obecność Georgiany i Frani widocznie była mu nie na rękę. Radby był się ich pozbyć za jaką niebądź cenę, gdyż obecność świadków przy scenie, którą przewidywał, powiększała jeszcze grozę smutnego jego położenia. Dwa czy trzy razy otwierał usta, by wyrazić proźbę i życzenie pozostania samemu. Wstrzymywał się jednak i milczał.
Usłyszano zgrzyt otwieranej bramy i stąpanie kilku osób na podwórzu.
Montrah w tej chwili przechodził koło Georgiany. Zatrzymał się i nastawił ucha, wzrok jego zwrócił się na żonę z niemą proźbą.
Georgiana nie chciała zrozumieć i milczała.
Bała się, ale ciekawość jej była nadzwyczaj wzbudzoną. Obecność Frani dodawała jej przytem odwagi.
Montrath, od pierwszej chwili gdy zobaczył Maryę Wood na statku, wyglądał bardzo przygnębionym. Zdawał się być pozbawionym wszelkiej siły i woli i padał pod brzemieniem ciążącej nad nim kary.
Nie nalegał w obec Georgiany i przechadzał się dalej po pokoju.
Jeden z lokai otworzył drzwi i zaanonsował Maryę Wood. Frania otworzyła ciekawie oczy; Georgiana cała drżąca i blizka omdlenia, przyłożyła do nosa flaszeczkę z perfumami.
Lord Jerzy stanął jak przykuty do podłogi, w chwili gdy wymówiono nazwisko Maryi Wood.
Usłyszano głos tejże w przedpokoju:
— Każcie się opatrzyć, — mówiła do rannych lokai, — jesteście tu jakby w moim domu i wszystko powinno być na wasze usługi. Montrath, to mój najlepszy przyjaciel.
To powiedziawszy, weszła.
— Przysuń mi fotel milordzie! — rzekła, — upadam ze zmęczenia; miałam tam u stóp góry dziwne zdarzenie, tyczące się zbliska Waszej Wielmożności... ale ci o nim nie pisnę ani słówka, gdyż mógłbyś odgadnąć pewne rzeczy, o których nie chcę abyś wiedział. Każ że mi dać co wypić milordzie, proszę cię.
Zasiadła w fotelu, który jej lord Jerzy przysunął.
— Ha! ba! — rzekła spostrzegając Georgianę i Franię. — Sługa pani; nie masz już tych pięknych rumieńców co dawniej! Cóż to za ładna panienka? Czyżby lord Montrath miał na widoku trzecie małżeństwo?...
Te ostatnie słowa rzekła prawie niezrozumiałym głosem.
Georgiana zadrżała i konwulsyjnie ścisnęła rękę Frani, którą także dreszcz wstrząsnął.
Lord Jerzy stał nieruchomy i jakby skamieniały naprzeciwko Maryi Wood. Ta zaś spoglądała mu prosto w oczy z uśmiechem zadowolenia.


VI.
Scena pijaństwa.

W sali panowało milczenie. Marya Wood utkwiła swój wzrok w milorda. Nie groziła ani nie szydziła z niego. Osoba niewtajemniczona w położenie, zadziwiłaby się, ujrzawszy kontrast jaki panował pomiędzy bezczelnym spokojem byłej służącej, a przestrachem malującym się na twarzach innych osób obecnych w salonie.
Lokaj wszedł, przynosząc na tacy kieliszki i flaszkę araku. Lord Jerzy wiedział, czem się Marya Wood lubiała orzeźwiać.
Wzięła kieliszek i podała go lokajowi, dla napełnienia.
— Zdrowie pani milordowej! — rzekła, kłaniając się poważnie.
Wypiła, znowu podała kieliszek i lokaj znowu go napełnił.
— Zdrowie panienki! — powtórzyła, zwracając się do Frani.
Wychyliła go jednym tchem i lokaj nalał raz jeszcze.
— Montrath! twoje zdrowie! Myśmy starzy przyjaciele. Jestem przekonaną, że mnie zawsze widujesz z przyjemnością.
Po raz trzeci kieliszek dotknął jej ust i został wypróżniony. Twarz jej ożywiła się, oko zabłysło ogniem.
— Jeszcze nalej stary Nicku! — rzekła do lokaja.
— Wypiję twoje zdrowie, równie chętnie jak i innych. Kto wie, czy nie zostaniesz kiedyś wielkim dygnitarzem. Słudzy Montratha czasami wychodzą na panów.
Wypiła, postawiła kieliszek na tacy i rzekła, rozparłszy się w fotelu:
— Idź do dyabła Nicku, stary waryacie!
Lokaj wyszedł pospiesznie, spojrzawszy na swego pana, który odwrócił oczy.