Uśmiech, zlodowaciał na ustach Owena, radość; jego znikła.
— Gdzie byłeś? — powtórzyła.
Owen nie mógł odpowiedzieć, ale był Irlandczykiem, a któryż Irlandczyk nadaremnie wzywa na pomoc swej wyobraźni. Czoło mu się rozjaśniło.
— Milczysz? — rzekła Katti. — Nie przedemną zaprawdę możesz wyznać tak straszną, tajemnicę. Ja jestem córką, Łukasza Neale Owenie.... Łukasz Neale, którego sprzysiężeni Molly-Maguire zamordowali.
Owen milczał wciąż. Namyślał się.
— Milczysz, — powtórzyła Katti, — nie chcesz mi wyznać, że ogień na szczycie Ranach-Dead, zaprowadził cię tej nocy do galeryi Olbrzyma.
— Nie mogę rzeczywiście wyznać ci tego Katti, — rzekł Owen łagodnie, — gdyż skłamałbym.
Młoda kobieta spojrzała na niego podejrzliwie, ale z gwałtowną chęcią uwierzenia mu.
— Czemuż nie spytałaś mnie wcześniej o powód mej nieobecności, moja droga! — mówił dalej Owen, wieleż łez oszczędziłabyś sobie, wiele nadaremnej trwogi!
Katti nie śmiała się jeszcze radować, ale nadzieja zabłysła na jej twarzy.
Owen przycisnął ją znów do serca.
— Czyż nic nie słyszałaś o wyborach w Galway? — zawołał z okcenten, któremu gwałtowna chęć przekonania żony, nadawała wszelkie pozory szczerości.
— Owszem, — odparła młoda kobieta niecierpliwie.
— I czy nie wiesz, — zapytał jeszcze Owen, jak wielce Miles nasz ojciec, jest oddany sprawie O’Conella.
— Owszem, — powtórzyła Katti, której serce zaczynało się już uśmiechać radością i która pragnęła być przekonaną.
— A więc moja droga, — mówił dalej Owen, rumieniąc się zlekka, — mieliśmy meeting nocny po drugiej stronie przylądka Ranach, po za parkiem Monirath.
— Czy to tylko prawda? — zawołała młoda kobieta.
Owen już był pewnym zwycięztwa.
— Ależ prawda! — odpowiedział, zapalając się. — Ach! moja kochana, co za piękny meeting! Jakie oni mieli wspaniałe mowy! ile pięknych rzeczy powiedzieli o Wilhelmie Derry, zacnym chłopcu, którego proteguje O’Conell!
Katti zsunęła się wzdłuż piersi Owena i padła na kolana, złożyła ręce a wzrok jej dziękczynny wzniósł się ku niebu. Owen mówił jeszcze, ale już go nie słuchała. Uwierzyła mu i serce jej napełniło się radością.
Po kilku chwilach wyraz jej twarzy zmienił się, nie było już podejrzenia w jej wzroku, ale poważne i śmiałe postanowienie.
— Przepraszam cię Owen i dziękuję ci, gdyż zasłużyłam na srogie wymówki. Zlitowałeś się nademną.
Radość Owena przygłuszała w nim wyrzuty sumienia.
— Jeszcze słówko, — mówiła dalej Katti, któej głos coraz bardziej mężniał i poważniał. Czy wszyscy nasi bracia byli na tym meetingu.
Wszyscy! — odpowiedział Owen bez wahania.
— Żaden z nich nie należy do tajnych stowarzyszeń?
— Żaden!
— Zaręczasz mi?
— Na mój honor! — zawołał Owen, zapalając się, — synowie starego Milesa są wszyscy tacy jak ich ojciec.
Katti wsunęła mu rękę pod ramie, zeszli razem z góry wolnym krokiem. Owena radość wybuchała głośnemi słowy, ale Katti była milcząca i zamyślona. Dziwny uśmiech igrał na jej zlekka zmarszczonych ustach.
I podczas gdy Owen prawił jej błahostki, Katti z głębi serca dziękowała Bogu mówiąc:
— Ojcze mój! ojcze! będziesz wreszcie pomszczony!
Gdyż znała teraz schronienie sprzysiężonych Molly-Maguires, a Owen pod przysięgą zapewnił ją, że ani on, ani żaden z jego braci do spiskowców nie należy.
Słowom Owena dała wiarę.
Postanowienie jej było niezłomne.
Powróćmy do bagien Clare-Galway, w chwili, gdy nagłe zjawienie się Elleny przerwało dzieło zemsty sprzysiężonych.
Ci się już nawet nie ukrywali, stali tłumnie, zmięszani razem, mężczyźni, kobiety i dzieci, nad błotnistem i obszarami, wśród których dragoni walczyli ze śmiercią. Jedni zdołali wydobyć się na wierzch poprzecinanej szosy, drudzy tonęli w trzęsawiskach.
Nikt wśród sprzysiężonych nie poznał Elleny Mac-Diarmid.
Nawet Jermyn, gdy pochylił broń swoją, nie domyślał się, że czerwony burnus zasłania jego szlachetną kuzynkę. Ale w chwili gdy dał ognia, wiatr, czy też przyspieszony bieg kuców, u niósł kaptur młodej dziewczyny. Jermyn dojrzał jej twarz i spostrzegł, że się zachwiała. Serce ścisnęło mu się śmiertelnie, myślał że ją zranił.