Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/127

Ta strona została przepisana.

— Brat Morris nie ma obowiązku zdawać przed nami sprawy ze swych czynności, — wyszeptał.
Zaś głośno zapytał:
— Szlachetna Ellen jest w domu?
Twarz małej Peggy zarumieniła się, lecz nikt na to nie zwrócił uwagi.
— Jest w domu, — odpowiedziała.
— Idź dziecko, — mówił dalej najstarszy z Mac-Diarmidów, — idź obudzić szlachetną Ellen. Dan był był jej krewnym i synem człowieka, który jej zastąpił ojca. Musi się pomodlić z nami za duszę Dana.
Peggy miała łzy w oczach.
— Ach! Jezu mój! Jezu! — wyszeptała, — jeszcze jeden, którego już nie zobaczymy! Gdy stary Mac-Diarmid wróci, ujrzy wiele pustych miejsc na około swojego stołu!
Weszła do Elleny. Czterej bracia stali na środku wspólnej sali, dźwigając wciąż trupa na barkach. Dwa brytany, które w chwili gdy weszli, siedziały w groźnej postawie u drzwi pokoju Elleny, kręciły się teraz na około nich, podnosząc duże łby i skomląc przeraźliwie.
— Szlachetna Ellen zaraz przyjdzie, — rzekła Peggy, wracając do sali.
— Teraz, — rzekł Michey, — idź obudzić Owena i Katti, powiedz im niech wstaną. Żywi mogą rozciągnąć się na słomie, łoże potrzebne dla umarłych.
Peggy usłuchała. W chwilę potem, Owen i Katti wpadli do sali, a wkrótce za nimi przybyła Ellen. Z całej rodziny brakowało już tylko starego Milesa i Morrisa.
Dan został złożony na łóżku Owena, przy którem uklękły obie kobiety i Peggy. Michey umoczył palmę zawieszoną nad łóżkiem, w święconej wodzie i pokropił nią twarz zabitego. Potem ukląkł razem z innemi i otworzył książkę od nabożeństwa by odmówić te piękne modlitwy, któremi pobożność katolicka żegna schodzących z tego świata.
Pięciu braci odpowiadało: Amen głosem smutnym i poważnym, Peggy płakała, Ellen była bardzo blada, lecz odwracała od czasu do czasu głowię ku drzwiom i obce myśli napadały ją często wśród modlitwy.
Katti kochała szczerze wszystkich Mac-Diarmidów, gdyż byli braćmi Owena i synami starego Milesa, który ją przygarnął, sierotę, po śmierci Łukasza Neale. Żałowała biednego Dana, jako dobrego brata i przyjaciela. W pierwszej chwili doznana boleść zapanowała nad wszystkiemi innemi wrażeniami, ale teraz, gdy modlitwy przedłużały się na około zmarłego, bolesne wspomnienia ogarniały duszę Katti, odwracając jej myśli ku innemu śmiertelnemu łożu.
Eatalność zawisła nad nią. Jak tylko ufność wracała do jej serca, nieprzewidziany wypadek wzbudzał znowu jej podejrzenia, czyniąc ją bardzo nieszczęśliwą. Czyżby ją Owen oszukał? W głębi własnego sumienia radaby módz odpowiedzieć — nie, ale ten trup przyniesiony w nocy występywał jako dowód strasznie oskarżający.
Katti usiłowała modlić się, lecz zawsze ponure myśli przerywały jej modlitwę. Wzrokiem badała wszystkich pięciu braci. Próbowała czytać w ich fizyognomiach, znajdując jednak na nich wyryty tylko żal i smutek.
Owen nie patrzał na nią, pogrążony wraz z innymi w smutnej zadumie i w modlitwie. Jeden tylko Jermyn odwracał oczy od czasu do czasu, by spojrzeć ukradkiem na Ellenę.
Katti nie posiadała w tej chwili dosyć swobodnego umysłu by spostrzedz zamieszanie najmłodszego Mac-Diarmida lub badać powody takowego. Myśl jej odermana od żałobnych modlitw, była wyłącznie zajętą jej własnem utrapieniem. Była ona córką zamordowanego człowieka, a zemsta dla każdego irlandzkiego serca jest świętym obowiązkiem.
Jermyn nie mógł swego roztargnienia usprawiedliwić równie ważnym powodem. Przy łożu śmiertelnem brata, myślał tylko o Ellenie. Usta szeptały łacińskie modlitwy, serce nie wtórowało im.
Od chwili rozpoczęcia modlitw, Ellen wydawała się też roztargnioną i wyrzuty, które sobie z tego powodu czyniła, odbijały się na jej pięknej twarzy. Jermyn ciekawie śledził za wysileniami, jakie czyniła, by się oddać wyłącznie modlitwie.
Chciał odgadnąć znaczenie tych spojrzeń, które podnosiły od czasu do czasu jej powieki pobożnie spuszczone i zwracały się na drzwi zamknięte.
Cóż takiego było za owemi drzwiami?
We wspólnej sali bydlęta spały, a brytany wciąż wyły żałośliwie. W Jermynie zaczynało się budzić podejrzenie, coś w głębi zranionego serca zdradzało przed nim obecność wroga. Odgadywał może w tej chwili, że kula jego nie zabiła Percy-Mortimera; zaczął przypuszczać, że major został ukryty gdzieś w okolicy, pewnie w jednej z tych biednych chat, porozrzucanych wśród gór Mamturh.
Za tem to tajemniczem ukryciem wzrok Elleny śledzić zapewne usiłuje. Zazdrosna i szalona nienawiść, wzburzała serce Jermyna.
Ściskał ręce na piersi rozdzierając sobie skórę paznogciami. Twarz jego była naprzemian to purpurowa to zsiniała. Cierpiał i łaknął krwi. Zabił by w tej chwili swego wroga chociażby na klęczkach błagającego litości, dobił by go konającego.
Wieczorem, gdy ujrzał Ellen bez rany, dziękował Bogu, teraz jednak złożeczył Opatrzności, gdyż kula, która oszczędziła szlachetną jego krewną, chybiła serce Mortimera.
A krwawe te myśli snuły się pod czołem pacholęcia osłonionem blond włosami cienkiemi i łagodnemi jak jedwab. Groźne to oko nie mogło się zupełnie po-