Jermyn stał czas jakiś pochylony nad zamkiem, jak gdyby chciał wzrokiem przeszyć stojącą, przed nim zaporę. Ale otwór pozostawał wciąż zasłonięty; Jermyn wstał. Brwi jego były groźnie zmarszczone.
Po co mu było widzieć? Był pewnym swego. To nie w jednej z tych biednych chat rozrzuconych wśród gór Mamturh, ukrywał się major Percy-Mortimer, ale tam, tuż obok niego, za temi deskami, w pokoju Elleny.
Wiedział on to dobrze, mógłby przysiądz na swe zbawienie.
Zazdrość jest jasnowidzącą. Roztargnienie Elleny podczas modlitwy wzbudziło podejrzenia Jermyna, a zwiększyły się one jeszcze bardziej w skutek nagłej ucieczki młodej dziewczyny; co go zaś najbardziej w nich utwierdziło, to zachowanie się obydwóch psów, które uparcie stały przy drzwiach warcząc i wyjąc.
Zwierzęta instynktownie dzielą nienawiść ludzi. W Australii gończe psy angielskie polują na dawnych posiadaczy kraju; w Irlandyi przeciwnie, psy zdaleka czują mundur angielski, wyszczerzają zęby i gotują się do napaści na widok czerwonej barwy, jak gdyby zwietrzyły wilka.
Jermyn zrozumiał też zachowanie się obydwóch brytanów, tak dobrze jak gdyby mu były rzekły najczystszym irlandzkim narzeczem: Jest tam żołnierz angielski.
Został rażony jakby obuchem. Przyszła mu chęć ukarania jednym ciosem majora i Ellenę zarazem.
Ale przeląkł się własnej myśli, która wobec tradycyi rodzinnej, zakrawała na świętokradztwo.
Podnieść rękę na córkę królów! na szlachetną dziewicę, którą synowie Diarmida otaczali szacunkiem, religijną czcią niemal!
Biedne pachole! padało pod brzemieniem namiętności, zbyt silnej nawet dla męzkiego serca!
Jakże byłby on dobrym, walecznym, gotowym do bohaterskich poświęceń, gdyby go Ellen kochała! Wiele szlachetnych uniesień znalazłby w swem sercu, które by szczęście do życiazbudziło!
Niestety! cierpiał za wiele. Od czasu gdy wiek młodzieńczy zastąpił swobodne dziecinne lata, nie zaznał i chwili spokoju.
Jeżeli czasem wśród pięknych młodzieńczych marzeń zaświtała mu nadzieja, musiał czemprędzęj ją odepchnąć i zamknąć przed nią swe serce.
Psy umilkły, me porzucając jednak groźnej postawy. Jerm pozostał przy nich i czuwał.
Od czasu do czasu wzrok jego padał na zamek, przez który już żadne nie przebijało światełko.
Po drugiej stronie drzwi, Ellen też stała i czuwała przerażona, chwytając skwapliwie wszystkie głosy dochodzące z wspólnej sali.
Słyszała wycie psów i dziwnem przeczuciem odgadła obecność Jermyna. Dłonią zasłoniła otwór w zamku.
Jermyn przerażał ją.
Był on tam, czuła go i drżała. Na drugim końcu pokoju, major wyciągnięty na łóżku spał. W śnie trząsł się i zrywał. Przez napół otwarte usta wydobywał się ciężki oddech.
Na starożytnej szafie, którą Ellen odziedziczyła po przodkach, stała zapalona trzcinowa świeca i bladem światłem oświecała twarz Mortimera.
Ellen nie bała się by Jermyn śmiał gwałtem dostać się do jej pokoju. Drzwi jej komnaty były dla każdego Mac-Diarmida zaporą nie do przebycia.
Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/129
Ta strona została przepisana.
XIII.
Ranny.