— Przyślij mi pannę służącą pani milordowej, — rzekła. — Chcę się ubrać i przekonać się, czy Montrath jest zawsze równie szczęśliwym w wyborze sług swoich.
Była w wyśmienitym humorze. Śpiewając fałszywym i zachrypniętym głosem ubierała się z pomocą panny służącej. Ta ułożyła jak mogła źle dobrane z sobą przepychy, stanowiące tualetę panny Wood, mięszając z sobą złoto, aksamit, jedwab, perły, koronki i piuropusze. Marya miała tego pod dostatkiem.
Ukończywszy pracowitą tualetę, panna Wood udała się do salonu. Przybyła tam pierwsza.
— Co to! co to! — rzekła, — obchodzą tu się ze mną bez ceremonii! Proszę uprzedzić milorda! proszę uprzedzić milordową Montrath, a także i tę ładną panienkę, której nazwiska zapomniałam. Jeżeli Crackenwell jest w pałacu, chcę się także i z nim zobaczyć.
Powiedzieć im by się spieszyli. Ja czekam.
Marya Wood zasiadła na kanapie i zaczęła przeglądać albumy dla zabicia czasu. Ale szkice, nabyte na wagę złota i podpisane przez najznakomitszych malarzy europejskich, nie miały szczęścia się jej podobać. Z dziedziny sztuk pięknych Marya Wood ceniła tylko oleodruki wyobrażające miłostki huzarów, albo walki bokserów z muskularnemi rękami i szerokiemi kudłatemi piersiami.
Rzuciła album i poszęła śpiewać.
Wszyscy w pałacu ulegali widocznie władzy tej kobiety, gdyż wszyscy, których wezwała, stawili się jednocześnie, Montrath, jego żona, Frania i Crackenwrell.
— Dzień dobry pani milordowej, — zawołała ekssłużąca, — całą noc dzisiaj o pani śniłam, jak również i o milordzie Montrath i jeszcze o jednej kobiecie, którą może pani kiedyś poznasz. Dzień dobry ładna panienko! Daj rękę Crackenwell mój chłopcze! Milordzie i ścielę się do stópek Waszej Wielmożności.
Wszyscy jej się skłonili, a Crackenwell usiadł przy niej na kanapie.
Lord Jerzy pozostał stojący jak dnia poprzedniego. Frania i Georgiana siadły na uboczu.
Georgiana była bardzo bladą. Twarz jej zmęczona świadczyła o bezsennej nocy. Od dnia poprzedniego trwogi jej romantyczne, przybrały rzeczywistą postać.
Zbrodnia ciężyła na sumieniu lorda Jerzego. Marya Wood była świadkiem lub wspólniczką tej zbrodni i trzymała ją wciąż groźnie zawieszoną nad głową Montratha.
Frania, mimo najszczerszej chęci, nie była wstanie zwalczać obudzonych na nowo obaw przyjaciółki. I ona dzisiaj była przekonaną, a to co słyszała dnia wczorajszego, nie pozostawiało jej wątpliwości. Powiedziała do Georgiany:
— W razie nieszczęścia, obecność moja tutaj będzie ci słabą pomocą, a święte przyrzeczenie zmusza mnie być dzisiaj jeszcze w Galway. Jedź ze mną Georgiano, oddasz mi rewizytę a krótka nieobecność twoja, nie może sprawić przykrości lordowi Jerzemu, a jeżeli już koniecznie będziesz musiała wracać, to wróciemy razem.
Biedna młoda kobieta, tego tylko pragnęła, by uciec z pałacu, który ją przerażał i zdala od tych zwalisk, tak groźnych w jej wyobraźni.
— Dziękuję ci, moja dobra Praniu, dziękuję ci! — odpowiedziała. — Przyjaźń twoja ocali mnie może, a wielka to dla mnie pociecha, że jeżeli będę musiała wrócić, to ty mnie nie opuścisz.
Zdecydowano zatem, że jeszcze dnia tego Georgiana pojedzie do Penelli Daws. O dobrem przyjęciu ze strony tejże i wątpić nie można było. Zacna ta dama miała zbyt dystyngowane instynkta, by nie odpłacić najuprzejmniejszą gościnnością za zaszczyt jaki jej
Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/145
Ta strona została przepisana.