Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/147

Ta strona została przepisana.

ła dla niego wielkie znaczenie, los jego zależał od zachowania tajemnicy lorda Jerzego.
Milordowa Montrath chciała wyjść, lecz panna Wood stanęła między nią i drzwiami. Głos jej, z gniewnego, przeszedł w ton gorzkiej ironii.
— Zostań pani, — rzekła. — Przepraszam pokornie jeżeli uchybiłam Waszej Wielmożności, ale bo i ja jestem osobą posiadającą pewne znaczenie, spytaj się pani milorda! Gdybym była chciała, nazywałabym się dzisiaj milordową Montrath i byłabym obecnie na twojem miejscu, gdyby mi ta fantazya była przeszła przez głowę.
Ukłoniła się ironicznie i chciała wziąć Georgianę pod rękę by ją odprowadzić na miejsce.
Młoda kobieta nie umiała ukryć swego wstrętu i cofnęła się.
Twarz Maryi Wood po raz wtóry zaczerwieniła się od gniewu.
— Jeszcze! — zawołała, kląc strasznie, — o to wstydzisz się podać rękę uczciwej kobiecie!
Crackenwell zmarszczył brwi. Frania chwyciła lorda Jerzego za rękę i ścisnęła ją konwulsyjnie.
— Milordzie! milordzie! — rzekła, — choćbyś by niewolnikiem tej kobiety, to powinieneś bronić twej żony.
Montrath nie ruszył się nawet.
— Idź no po twoje brylanty dziewczyno i przyjdź podać mi je na klęczkach, jeżeli nie chcesz bym ci powiedziała, że to nie ty jesteś żoną tego człowieka.
Georgiana spodziewała się usłyszeć jeszcze coś okropniejszego. Słowa te były dla niej niespodzianką, nie uwierzyła im z początku i spojrzała się na Montratba.
Crackenwell zbliżył się do niego i wyszeptał kilka słów na ucho. Montrath przygnębiony, nie miał siły odpowiedzieć.
Marya Wood, wśród swego rozstrojenia umysłowego, czuła jednak, że przekroczyła ostatnią granicę. Myśl ta podniecała jej szaleństwo aż do wściekłości.
Nie panowała już nad sobą, ruchy jej szalone nie miały żadnego związku ze słowami, głos był zachrypnięty, wyrazy wyrywały się bez ładu z zapienionych ust.
— Widzę, że nie wierzysz mi pani milordowo! — wołała dalej, — ale będziesz mi musiała uwierzyć rada nie rada, gdy twój lord zasiędzie na ławie oskarżonych, za to, że żywą nieszczęśliwą kobietę zamknął w grobie! Ach! ach! Georgiano moje dziecko, kto wie, czy gdyby nie ja i ty nie byłabyś kiedy żywcem zagrzebana!
Młoda kobieta zachwiała się na nogach.
Panna Wood schwyciła ją brutalnie za rękę.
— Dawaj brylanty! — zawołała w nagłym napadzie wściekłości.
A mówiąc to wstrząsała biedną kobietą, która już traciła dech i umierała ze strachu.
Frania raz jeszcze zbliżyła się na ratunek przyjaciółce.
Ale znalazła niespodziewaną pomoc. Crackenwell, który przesunął się cichaczem pod ścianę, stanął jednocześnie z nią przy Maryi Wood i schwycił ją z tyłu.
Zaryczała jak dzikie zwierze i broniła się z wściekłością.
Puściła rękę Georgiany, która padła na krzesło zemdlona.
Frania uklękła przy niej i cuciła ją.
Montrath przyglądał się wszystkiemu ogłupiałym wzrokiem.
— Puść mnie, Crackenwell! — wrzeszczała Marya Wood, nadaremnie usiłując oswobodzić się; — puść mnie! nikczemny zdrajco! będziesz powieszony i ty! wszyscy troje będziemy wisieć!... Ha! ha! zobaczycie co to znaczy sprzeciwić się Maryi Wood!
Crackenwell długo się wahał, ale teraz postanowienie jego było niezłomne; ściskał Maryę niemal aż do uduszenia, a ona, mimo swej siły, czuła że słabnie. Gdyby lord Jerzy był pomógł swemu plenipotentowi, Marya już by słowa więcej powiedzieć nie była wstanie, ale lord Jerzy był sam jak skamieniały i martwy.
Marya krzyczała tedy głosem coraz bardzie zachrypniętym.
— Mam lokai w pałacu i lokai w Galway! To nie taką jak ja kobietę, można żywcem zamurować! Montrath, powiedz temu człowiekowi by mnie puścił! albo do kroćset dyabłów będziesz skazany na śmierć! powiem gdzie jest biedna Jessy! odszukam jej narzeczonego Morrisa Mac-Diarmid! Ha! ha! Montrath! jeżeli nawet wykręcisz się z rąk kata, to cię sprzysiężeni Molly-Maguires spalą jak potępieńca!
Georgiana zaczęła wracać do zmysłów. Frania usłyszawszy imie Morrisa, wypuściła z rąk flakonik z solą.
Crackenwell chciał ręką zasłonić usta byłej służącej, lecz tym ruchem wyswobodził ją z uścisku, tak że zdołała się odwrócić i zaczęła się z nim borykać.
— Jestem silniejsza niż ty! — wołała. — Ha! Crackenwell! nędzniku! będziesz wisiał! będziesz wisiał! Gdybyś ty wiedział jak ten Morris Mac-Diarmid kochał biedna Jessy! Potrzebowałabym tylko słówko pisnąć, a zemścił by się jak prawdziwy Irlandczyk.
Dreszcz ściskał serce biednej Frani, gdy słyszała te słowa, nie traciła z nich jednak ani jednego, chciała się wszystkiego dowiedzieć.
— O ja go odnajdę tego Morrisa! — wrzeszczała Marya Wood. — Powiem mu, żeś to ty Robercie Orackenwell kazał wznieść ścianę dla zamurowania grobu. Zaprowadzę go do starej wieży w zamczysku Diarmidów i zabije nas wszystkich troje, by pomścić swoją narzeczoną!