szczając do wybuchu najstraszniejszej z wojen domowych, każdy dzień był świadkiem nowej bitwy, przegranej lub wygranej, wygranej jednak prawie zawsze, gdyż gwiazda Irlandyi zaczynała błyszeć coraz świetniejszym blaskiem na politycznym widnokręgu. Tych ośm milionów niewolników, którym tak trudno wyróść na ludzi, powstawało biednych lecz silnych, by zwalczać na pół już pokonany despotyzm angielski.
Nie byli oni bez wad i ułomności, które wytwarza niewola, lecz umieli słuchać głosu człowieka wskazującego im drogę do wolności i serca ich bić silniej zaczynały. Niezadługo mieli się obudzić ludźmi.
Podczas gdy jedni zginali jeszcze k arki przed nieubłaganą siłą nędzy, a drudzy słuchając tylko podszeptów zemsty, staczali z społeczeństwem angielskiem, wśród ciemnych nocy krwawe i nieużyteczne boje, nowe idee zawrzały tak w uciemiężonym kraju jak i po za jego obrębem. Anglia zdawała się być wzruszoną głosem rozbudzonego własnego sumienia. Tryumfalny łuk oczekiwał O’Conella u wrót więzienia; Robert Peal, ów szlachetny i energiczny geniusz potrafił okiełznać własne stronnictwo i pełnemi garściami siał ziarno na rolę, na której miał niebawem zbierać dojrzały plon wolności.
Europa zaciekawiona przyglądała się pilnie widowiskowi, zbliżając ręce do oklasków. Robert Peal umarł, O’Conell umarł. Walka nie wydała żadnych owoców, wciąż brzmi ta sama groźba pod innem nazwiskiem i wisi na coraz cieńszej nitce, jak miecz Demoklesa, ponad sercem Anglii.
Molly-Maguire zgasili swój kaganiec, lecz Fenianie ładują bomby i ostrzą mordercze noże.
O’Conell powiedział: Uciemiężona Irlandya jest to rak śmiertelny, który Anglia nosi w swoim łonie.
Wesołe czerwcowe słońce oświecało wązką uliczkę Donnor-Streat w mieście Galway, a rzucając ukośne promienie na nieregularnie ustawione domostwa, pogrążało na przemian w światło lub w cienie ich rzeźbione facyaty. Galway jest perłą Irlandyi, romantyczna siedziba, historyczne miasto, zachowało dotąd na frontonach domów, owe piękne fantazye, które średnie wieki rzeźbiły w kamieniu.
Niektóre ulice wyglądały, jak gdyby przeniesione z jakiego kastylijskiego miasta. Domy były wysmukłe i wyniosłe, z oknami gotyckiemi i z drzwiami ponad któremi zarysowywały się fantastyczne rzeźby.
Na rogu ulicy Donner-Straet i innej bezimiennej uliczki prowadzącej do przedmieścia Clodday, siedziba majtków i rybaków z Galway, duże domostwo nadzwyczaj ciekawej i charakterystycznej budowy, zamienione zostało na oberżę, w której gospodarzem był Filip Sannder, Szkot i prezbiteryanin. Po nad głównemi drzwiami, wisiał między dwoma rzeźbionemi medalionami, efektowny obraz, na którym grubo nałożone warstwy farb: żółtej, niebieskiej i czerwonej, miały przedstawiać dobrego króla Malkolma.
Po nad obrazem czytano, a wspaniałym szyldzie: Ale szkocki, poteen, oberża dla pieszych i przyjezdnych.
Był to rzeczywiście jeden z największych anglikańskich zajazdów w mieście. Niejednokrotnie Oranżyści urządzali w nim swoje meetingi i posiedzenia klubowe.
Sannder Filip, aczkolwiek prezbiteryanin, miał braterskie uczucie dla wyznawców urzędowego kościoła, którzy przychodzili pić w jego oberży. W nadmiarze gorliwości, zaproponował nawet raz swoim anglikańskim klientom, iż zdejmie szyld wyobrażający króla Malkolma, który był niegdyś stronnikiem Papieża, lecz Anglikanie wspaniałomyśnie wzgardzili tą pokorną propozycyą i niebieskie, żółte i czerwone plamy pozostały nadal jako uosobienie szkockiego monarchy.
Były to dobre czasy dla imci pana Sannder, podróżnych nie brakło w mieście Galway. Wybory miały odbyć się za dni kilka i oba stronnictwa przygotowując się do zaciętej walki, wezwały wszystkie szeregi swoich popleczników i przyjaciół. Hrabstwo Ulster wysłało znaczną ilość protestantów dla przeciwważenia głosów i dodania bodźca wąchającym się. Z Londynu przybyli emisaryusze w tym samym celu, zaś z południa Irlandyi napływały hałaśliwe tłumy, niemające bynajmniej zamiaru popierania kandydata torysów.
Inna jeszcze sprawa ściągała do Galway zaciekawione i roznamiętnione tłumy a mianowicie polityczny proces. Hotele były tak przepełnione, iż znaczna część przybyszów nie mogła się pomieścić i musiała szukać schronienia w sąsiednich miasteczkach.
Polityczny ten proces wzbudzał ogólną ciekawość. Utrzymywano, iż oskarżony jest jednym z głównych przywódców bandy Molly-Maguires. Człowiek ten wywierający wielki wpływ na ludność zamieszkałą w zachodniej części hrabstwa, posiadał wśród niej tyle sympatyi, iż podczas ostatniej kadencyi sądowej, nie znaleziono ani jednego świadka, któryby chciał przeciw niemu świadczyć.
Gdy go aresztowano, zaszły wielkie zaburzenia w hrabstwie Connanght. Liczne bandy dostały się nocą aż do środka miasta i gdyby więzień był chciał skorzystać ze wzburzenia umysłów, nie siedziałby i czterdziestu ośmiu godzin pod kluczem. Ale pozostał on spokojnie w swej celi; nie solidaryzował się z rozruchami i utrzymywał, iż potrafi przed sądem udowodnić swoją niewinność.
Lecz sąd zamiast uniewinnić go dla braku dowodów, odłożył sprawę do następnej kadencyi, jak to się często dzieje w Irlandyi. Chodziły wieści, iż tymczasem znaleziono d ostateczną ilość dowodów dla otępienia starego Milles Mac-Diarmida.
Po drugiej stronie wązkiej ulicy, naprzeciwko
Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/15
Ta strona została przepisana.