Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/32

Ta strona została przepisana.

Wróciła zwolna do łóżka i siadła. Dwie łzy gorące spłynęły wzdłuż jej policzek i padły na rękę. Podniosła zwolna głowę odrzuciwszy w tył włosy zasłaniające jej oczy. Jakże cierpiała Wielki Boże! Kochała Anglika, ona, córka potężnych niegdyś lordów ograbionych przez najezdników angielskich; kochała żołnierza protestanckiego, ona wierna sługa Bogarodzicy, patronki katolicyzmu; kochała majora Percy Mortimer!
Biedna Ellen!
Od dzieciństwa była wśród swej przybranej rodziny wielbioną jak bóstwo. Cześć religijna starego Milesa i jego synów wzniosła ją na piedestał wyżej ponad tych wszystkich, których by rada kochać. Synowie starca nie śmieli oczów podnieć na nią, trzymali się zdala, po za obrębem zaklętego koła, nakreślonego tradycyjnem poszanowaniem. Kochać „córkę królów“ inaczej jak świętą z kalendarza, wydawało im się świętokradztwem.
Jeden z nich tylko, słabszy czy też namiętniejszy, pozwalał swej duszy marzyć o pięknej Ellen. Było to młode pachole. Kochał w milczeniu, wstydził się i lękał. Wyrzucał sobie swoją miłość jak zbrodnię, nie śmiał jej okazywać, umiał tylko cierpieć w cichości.
Dnia pewnego wielka boleść nawiedziła chatę Mac-Diarmida. Jessy O’Brien, ukochana siostrzenica starego Milesa i przybrana jego córka zniknęła. Było to dziewcze łagodne, wesołe i nieśmiałe. Od chwili gdy zbudziło się w niej serce, kochała Morrisa Mac-Diarmida. Czas wzmacniał tylko ich wzajemne przywiązanie, pełne poświęcenia i stałości. Ojciec zaręczył ich.
Jessy nie była podobną do Elleny. Nie umiała wdrapywać się na bazaltowe schody zawisłe ponad morzem, nie szukano też jej trupa u stóp wysokich skał.
Lord Jerzy Montrath przybył po raz pierwszy w życiu z kilkoma wesołymi towarzyszami, zabawić tydzień w swych dobrach w Irlandyi. Nie znał wcale ani swoich pałaców, ani wspaniałych parków, ani dzikich krajobrazów w swych włościach. „Wszystko mu się wielce podobało, polował, nie znudził się bynajmniej. Właśnie w dniu jego wyjazdu, Jessy O’Brien po raz pierwszy w życiu nie wróciła do chaty rodzinnej. Rezem z nią zniknęły także Molly Mac-Duff perła z Krochderry, Magdalena Lew, królowa piękności w Galway i inne.
Stary Miles rzekł:
— Chłopcy, musicie ratować siostrę.
Morris powstał, wziął broń i wyszedł.


V.
Na parostatku.

Dzięki szybkonogim kucom, Morris jeszcze przed wieczorem, przebył bagna pomiędzy Heodfort i Ballnasloe. Przenocował w pierwszym lepszym folwarku hrabstwa Boseommon i nadedniem puścił się dalej w drogę ku Dublinowi. Celem podróży jego był Londyn.
Stary Miles udał się z rodziną do Galway, gdzie sprzedał stary srebrny łańcuch liczący kilkaset lat wieku. Ellen zpieniężyła złotą bransoletę stanowiącą jedyny jej majątek. Cała rodzina siadła na parostatek, na którym również oddbywał podróż do Londynu kapitan dragonów Percy Mortimer, odwołany w skutek zażaleń tak katolików, jako też i protestantów.
Percy Mortimer przybył do Irlandyi ze specyalnemi instrukcyami ministra. Polecono mu utrzymywać o ile możności równowagę pomiędzy obydwoma stronnictwami i mieć zarówno baczność nad wybrykami szalonemi oranżystów jak i nad rozpaczliwemi wybuchami katolików.
Spełnił sumiennie swój obowiązek i był zmuszony oddalić się przygnębiony nienawiścią obydwóch nieprzyjaznych obozów. O’Conell i lord Jerzy Montrath zażądali obydwaj jego dymisyi. Percy Mortimer był człowiekiem silnego hartu duszy i nie ugiął się pod tym ciosem, który zwichnął świetnie rozpoczętą jego karyerę.
Na parostatku znajdowali się oranżyści i katolicy. Jedni i drudzy stronili od zwyciężonego losem żołnierza. Protestanci uciekali od niego, okazywając mu swą pogardę z nadętą, właściwą sobie pychą, katolicy widząc jego spokojną obojętność, pozwolili sobie żartować głośno z jego upadku. Percy Mortimer nie zważał ani na żarty, ani na okazywaną sobie pogardę.
Mac-Diarmidowie stroninili od niego tak jak i inni. Jednego wieczora Ellen usiadła przy nim.
Miles i synowie jego ze zdziwieniem ujrzeli, iż przemówiła do młodego oficera i uśmiechnęła się do niego. Stało się to w obecności wszystkich pasażerów. Ellen nawet się nie zarumieniła, rysy jej zachowały wyraz dumnej niewinności. Mac-Diarmidów ogarnął strach przesądny, gdyż widzieli, iż córka ich królów zniżyła się do tego żołnierza saksońskiego. W duszach ich toczyła się walka pomiędzy uczuciami uszanowania dla Elleny, a chęcią przerwania tej rozmowy, w ich przekonaniu skandalicznej. Uczucie uszanowania przemogło jednak. Cofnęli się na drugi koniec pokładu i śledzili tylko bacznem okiem za przebiegiem tego niepojętego dla nich dyalogu. W miarę jak się tenże przedłużał, zadziwienie starca i jego synów zamieniało się w niepokój; nad którym, Jermyn zwłaszcza, zapanować nie umiał. Pałający wzrok jego padał z pod ściśniętych krwi jak krawawa groźba, na Percy Mortimera.