Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/38

Ta strona została przepisana.

nowała, nie mogła jednak zmienić irlandzkiej natury ostrożnej i skłonnej do podejrzeń.
I właściwość ta charakteru narodowego, obudzona nagle zapytaniem Elleny, wzięła na chwilę u niego górę. Twarz mu się zmieniła. W stał, przyniósł krzesło i podał je młodej dziewczynie.
— Moja szlachetna kuzynko, — rzekł, — jeżeli szukasz serca gotowego do poświęceń, obecność moich braci nie jest niezbędną. Wszakże ja jestem.
Ellen odsunęła krzesło i nie usiadła.
Role się zmieniły. Ona teraz była zakłopotaną, i nie wiedziała jak przystąpić do rzeczy. Zawahała się przez chwilę, wreszcie odezwała się głosem pieszczotliwym i łagodnym:
— Słusznie robisz Jermynie, że dochowywasz tajemnicy. Przysiągłeś, iż będziesz milczał, a Diarmid powinien dotrzymać przysięgi. Ale ja wiem o wszystkiem. Mściciele schronili się wśród skał nad morzem. Synowie ojca Milesa wyszli z domu, widziałam ich gdy schodzili z góry; usłuchali milczącego wezwania światła błyszczącego na szczycie Ranach-Head. Czemuż ty sam jeden odpoczywasz, podczas gdy wszyscy inni czuwają?
— Moja szlachetna kuzynko, — odpowiedział Jermyn, — spałem, gdy moi bracia opuścili łoże, a jestem za młody, by znać straszne tajemnice zemsty irlandzkiej. Nic a nic nie wiem i od ciebie dopiero dowiaduję się, iż ogień, który błyszczy na szczycie Ranach-Head, jest sygnałem sprzysiężonych Molly-Maguire.
Czarne brwi młodej dziewczyny zsunęły się i wzrok jej padł sztywny i imponujący na najmłodszego z Mac-Diarmidów.
— Kłamiesz Jermynie, — rzekła.
Młodzieniec spuścił, oczy.
— Kłamiesz! — powtórzyła Ellen, — wszystkie dzieci starego Milesa, od najstarszego do najmłodszego, porzuciły drogę wskazaną im przez ojca. I gdyby nawet bracia twoi nie byli cię wyprzedzili, sam potrąfiłbyś trafić do kryjówki Płatników o północy.
— Ja k możesz to przypuszczać?... — zaczął tłomaczyć się Jermyn.
— Nie przypuszczam, jestem tego pewną.
Nastał chwila milczenia, dumna twarz Elleny łagodniała zwolna i przybrała wyraz litościwego współczucia.
— Jermynie, — rzekła, — jakie hasło mają wymówić tej nocy nasi bracia, by się dostać na zgromadzenie sprzysiężonych Molly-Maguire?
Jermyn zadrżał i spojrzał ze zdziwieniem na młodą dziewczynę.
— Nie wiem, — wyszeptał.
Ellen tupnęła nogą.
— Odpowiedz mi, — rzekła rozkazującym tonem, — chcę tego!
Jermyn milczał. Ellen zaczekała chwilę, poczem: wzięła go za rękę, a głos jej stał się miłym i pieszczotliwym.
— Jermynie, — powtórzyła tonem, który słowom jej nadawał zupełnie inne niż wpierwej znaczenie, — powiedziałam ci, iż chcę tego.
Usta Jermyna zadrżały.
— Przysiągłem, — rzekł z cicha, — Ellen, błagam cię, pozwól mi dotrzymać przysięgi.
— Ja chcę! — powtórzyła po raz trzeci Ellen, ściskając rękę Jermyna w swych dłoniach.
Usta młodzieńca otworzyły się mimowoli i wyrzekły:
Erin go braegh.
Poczem dodał spuszczając głowę.
— Niech Bóg się nademną zlituje! Ellen milczała kilka sekund, jakgdyby dla zapisania usłyszanych słów w pamięci.
— Dzięki ci Jermynie, — rzekła, — ale mam jeszcze jedną proźbę do ciebie. Powiedz mi, gdzie się zbierają tej nocy sprzysiężeni Molly-Maguire?
— Na litość Boską! ja ci tego powiedzieć nie mogę. Przysięgi nasze są zbyt straszliwe.
— Czy myślisz, iż zamierzam cię zdradzić? — spytała.
— Przysiągłem... przysiągłem! — szeptał Jermyn.
— Błagam cię, — rzekła łagodnym głosem młoda dziewczyna.
Jermyn, padł na kolana.
— Ellen! — zawołał, — niech się stanie wola twoja! Nasi bracia są zgromadzeni w tej chwili w galeryi Olbrzyma.
Zatrzymał się przestraszony własnemi słowami i dodał przytłumionym głosem.
— Krzywoprzysięstwem splamiłem dach Mac-Diarmidów! Ellen puściła rękę młodzieńca i udała się do swego pokoju.
Jermyn pozostał na tem samem miejscu nieruchomy, przygnębiony.
Niebawem młoda dziewczyna ukazała się we drzwiach, zamieniła swą białą suknię na inną ciemniejszego koloru, a na nią zarzuciła swój czerwony burnus. Ujrzawszy ją, Jermyn zerwał się raptownie.
— Idziesz na górę Ranach-Head? — wyszeptał.
Ellen dała głową znak potakujący. Jermyn przycisnął obie ręce do oblanego potem czoła, rozdzierająca myśl przeszła mu przez głowę.
— Idziesz by go ocalić! — rzekł z zaciśniętemi zębami.
Rumieniec oblał szlachetne czoło Elleny, która nic nie odpowiedziawszy, poszła dalej ku wyjściu.
Jermyn chwiejnym krokiem postąpił naprzód by jej zastąpić drogę.
Pięści miał konwulsyjnie ściśnięte, drżał całem ciałem, wzrok jego był błędny.