— Ach! — zawołał, — wydarłaś mi podstępnie tajemnicę, wydałem ci naszych braci i zdradliwy Saksończyk będzie wiedział, gdzie zaprowadzić swoich siepaczy. Ellen, nie wyjdziesz ztąd!
Młoda dziewczyna zatrzymała się i spoglądała na na niego spokojnie.
— Ustąp się Mac-Diarmidzie! — rzekła.
Jermyn się nie ruszył, oczy błyszczały mu dzikim blaskiem.
Lecz Ellen dotknęła palcem jego ramienia, a silne to ramie cofnęło się, jakby za dotknięciem czarodziejskiej róźczki.
— Ustąp się przed córką twych królów! — rzekła Ellen.
Jermyn chciał się opierać, lecz nie miał siły i młoda dziewczyna otworzywszy drzwi, zniknęła wśród ciemności.
Jermyn przygnębiony, przeszedł też przez próg pozostawiając dom Diarmidów na Bożej łasce. Postąpił kilka kroków w ślad za Elleną, naraz zbrakło mu tchu i padł na murawę.
Ogień błyszał wciąż na szczycie Banach-Head.
Postać Elleny ginęła już w zmroku za drzewami otaczającemi siedzibę Diarmidów, gdy Katti Neale ukazała się w progu.
Na twarzy jej malowały się zdziwienie, niepokój i trwoga.
— W galeryi Olbrzyma! — wyszeptała. — Był to głos brata Jermyna! zdaje mi się, lecz głos jego jest podobny do głosu mojego męża.
Dotknęła ręką rozpalonego czoła.
— Boże! — rzekła, — Owen nie nocował zemną! gdzie on jest?
Wróciła do głównej sali, słabo oświeconej gasnącą trzcinową świecą.
Padła na pół zemdlona na krzesło, które Jermyn podsunął dla Elleny.
— Nie ma nikogo! — pomyślała głośno. — Wszyscy wyszli a Owen opuścił mnie, by iść z nimi zapewne!
Po chwili milczenia zawołała:
— Owen! Owen! gdzie jesteś? Boże mój! gdyby on mnie już nie kochał! i gdyby mój ojciec....
Nie skończyła, łzy zaschły w jej oczach. Powstała nagle, bolesna myśl przeszła jej przez głowę.
Nieobecność całej rodziny wśród nocy w Irlandyi, może mieć tylko jedno znaczenie, a to znaczenie jest straszne.
Katti obudziła się wkrótce po odejściu Owena. Nie widząc przy sobie męża, przestraszona wyskoczyła bosemi nogami. Było to w chwali, gdy Jermyn, zwyciężony naleganiem Elleny, zdradził przed nią tajemnicę schronienia sprzysiężonych. Katti usłyszała w sali głosy. Spojrzała przez szparę we drzwiach, ujrzała kobietę, lecz nie poznała jej, ucho jej, uchwyciło tylko odpowiedź Jermyna:
— W galeryi Olbrzyma!
Pomyślała o nocnych wyprawach płatników o północy i obraz zamordowanego ojca, stanął jej przed oczyma. W głowie poczynało się jej mięszać, przestała myśleć. Zawołała jeszcze na Owena słabym głosem, nie wiedząc już co począć by zwalczyć opanowującą ją trwogę.
— W galeryi Olbrzyma! — wyszeptała, — muszę tam pójść, muszę się dowiedzieć.
Wróciła do swej komnaty, ubrała się naprędce i przywdziawszy czerwony burnus, zwykłą odzież kobiet w hrabstwe Connanght, wyszła.
Przechodząc dotknęła niemal nogą Jermyna leżącego na murawie, ale go nie spostrzegła i poszła dalej.
Ellen szła przed nią w tym samym kierunku, w odległości pół mili. Dążyła pewnym i szybkim krokiem, kaptur od burnusa spadał jej na czoło i zasłaniał twarz prawie zupełnie.
Doszła do stóp góry.
Księżyc wznosił się powoli na niebie i przechodził pod lekkiemi chmurkami, oświecając białem światłem ich zręby, przed oczami Elleny roztaczały się niewyraźne kontury gór, szum morza dochodził do jej uszów.
Światło błyszczało wciąż na szczycie Banach-Head.
W miarę jak się zbliżała do celu, już nie szła samotnie, na prawo i na lewo słyszała stąpania. Widocznie jacyś nieznani towarzysze szli w tym samym co i ona kierunku.
Od czasu do czasu, gdy księżyc wydobywszy się z po za zasłaniających go obłoków, rzucał jaskrawe światło na okolicę, Ellen spostrzegała czerwone burnusy podobne do jej własnego, zarzucone na męzkie ramiona, tęgich chłopców, odzianych w ciemne opończe, lub w łachmany.
Ale rozmów nie słyszała żadnych, lecz tylko odgłos kroków i regularne stukanie pałek o ziemię.
Ellen zbliżała się do kresu swej wycieczki. Straciła na chwilę z oczów czerwony płomień, lecz niebawem ujrzała go znowu, a za nim zarysowywały się wśród cieniów nocy posępne kształty zamku Diarmidów.
Ellen obeszła ją jednak dokoła nie próbując skrócić sobie drogi, gdy naraz głos, który zdawał się wychodzić ze wnętrza ziemi, zatrzymał ją w biegu.
Stanęła.
— Kto jesteś? — zapytał głos.
— Powiem ci to na ucho, — odrzekła.
— Czy nic więcej powiedzieć nie umiesz?
— I owszem, — odpowiedziała młoda dziewczyna.
I dodała cicho i z wolna:
— Erin go braegh!
Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/39
Ta strona została przepisana.