Strona:P Féval Pokwitowanie o północy.djvu/50

Ta strona została przepisana.

szyłeś ten poczciwy ludek. Bądź dobrym chłopcem powiedz nam coś wymyślił.
— Mahony! mój drogi Mahony! złotko moje! zacny chłopcze! drogi synu! serce moje!
Słodkie te słówka i uprzejme nawoływania krzyżowały się w powietrzu z niesłychaną szybkością. Wszyscy wołali jednocześnie. Zadano im tajemnicę do odgadnięcia, a Irlandczycy są ciekawi jak najciekawsze kobiety.
Ellen też z rozdartą duszą wyczekiwała wyjaśnienia tajemnicy Mahoniego.
Olbrzym poprawił jeszcze raz głownie w ogniu i powstał z uśmiechem na twarzy.
— Mam sposób zabicia Anglika, — rzekł.
I dodał tonem na pół pokornym, na pół groźnym zwracając się ku estradzie:
— Tylko nie trzeba by mi kto znowu stanął na zawadzie!
Tłum zrozumiał znaczenie tych słów i począł szemrać i tupać nogami. Molly-Maguire wstrząsnął zwolna zakapturzoną głową.
— Spłaciłem już mój dług Anglikowi, — rzekł.
— Życie Percy-Mortimera należy do jego wrogów.
Ellen przycisnęła rękę do serca, ostatnia jej nadzieja się rozchwiała.


XI.
Projekt Olbrzyma Mahoniego.

Słowa powyższe, wyszłe z ust przewodniczącego, były wyrokiem śmierci angielskiego majora i zostały też wymówione głosem poważnym i surowym. Wielu w tłumie nie usłyszało ich; ale że w pierwszych rzędach powitano je wiwatami i objawami radości, reszta zgromadzenia odgadła ich znaczenie i przyklasnęła im także.
A najzapamiętalej bili oklaski Pat i Gib-Roe. Wybuchy ich okrutnej wesołości dochodziły do uszów Elleny i raniły boleśnie jej serce. Ale Pat i Gib musieli okazywać głośno swoje uczucia patryotyczne, radowali się przytem, iż namiętności tłumu skierowały się w inną stronę. Dzięki tej szczęśliwej dla nich dywersyi, zapomniano jednocześnie i o dwuznacznem stanowisku byłego parobka Lukassa Neale i o tym człowieku, którego rysów Podpalacz dobrze rozpoznać nie mógł przez okno w hotelu Króla Malkolma.
Zapomniano o dozorcy dzikiego zwierza żywionego na zgubę katolików i o zdrajcy, który zasiadł przy jednym stole z oranżystami.
Cieszyli się też niezmiernie obydwaj i wrzeszczeli jedno głośnie obok nieszczęśliwej Elleny, która walczyła z ogarniającą ją rozpaczą.
Jakiś groźny wicher śmiertelnego gniewu zawiał naraz ze wszech stron. Czuła się przygnębioną temi brzmieniem nagromadzonych nienawiści. Błagała Boga o odwagę. Na chwilę kobieca słabość przemogła w niej i łzy spłynęły jej na policzki.
Ale ta chwila słabości była krótką. Biło w niej waleczne, iście męzkie serce. Zapanowała nad swem wzruszeniem i otaczający ją, nie mogli spostrzedz jej pomieszania.
Przeżegnała się pod kapturem burnusa i poleciła Bogu swą dziewiczą duszę.
Poczem zaczęła przysłuchiwać się uważnie, gdyż Podpalacz znowu zabrał głos.
— Dobrześ się odezwał tym razem, mój młody mistrzu! — rzekł tenże, zwracając się do mężczyzny na estradzie przybranego w czerwony burnus Molly-Maguire, — dyabeł wie zkąd taki zacny chrześcianin jak ty, mógł mieć dług do spłacenia podobnemu łotrowi angielskiemu, ale kiedy dług już spłacony niech cię Bóg błogosławi, a Anglika niech dyabli porwą! Chłopcy słuchajcie co wam powiem.
Odwrócił się tyłem do estrady i zwrócił do tłu mu, którego liczne szeregi ginęły wśród ciemności.
— Jesteście wszyscy poczciwi ludziska, ale lękacie się majora. Nie mówcie kochankowie, że nie! boicie się Anglika i jego dragonów. Słyszę dobrze twoje mruczenie mości królu Lwie i wiem, że jesteś tęgi człek jak i twoi majtkowie! Ale pozwól mi skończyć a wskażę wam sposób pozbycia się raz na zawsze Mortimera.
— Piękny to żołnierz, — rzekł król Lew, — i nie zrobił mi żadnej krzywdy.
Olbrzym ruszył ramionami.
— Gdyby przypadkiem przybył do wejścia tej pieczary, podczas gdy my w niej jesteśmy, to zobaczyłbyś co by ci zrobił król Lew! Nie przeczę, iż to piękny żołnierz; ma mundur z cienkiego czerwonego sukna, a samego złota na nim tyle, iżby było za co przyodziać dwunastu uczciwych ludzi. Ale wracajmy do przedmiotu. Idzie nam zatem o wyprawienie na tam ten świat człowieka.
— Tak jest! tak! Mów Podpalaczu! mów!
— Idzie o zabicie dwudziestu ludzi, — zawołał tenże głosem, który coraz bardziej potężniał. — Idzie o zabicie stu ludzi!
Kilka wykrzykników zaraz stłumionych odezwało się wśród tłumu, który przysłuchiwał się z natężoną uwagą. Wszystkie szyje były wyciągnięte, usta pootwierane a oczy wlepione w twarz Podpalacza.
— Sto ludzi! — powtórzył on, uderzając rękami jedną o drugą. — Słuchajcie mnie! Mortimer opuścił dzisiaj o szóstej wieczór Galway i udał się do Tuam, gdzie stronnicy O’Conella zanadto hałasują.
— To prawda! — odezwało się kilka głosów na estradzie.
— To prawda! — powtórzyła Ellen w głębi serca.
— Ma on stu dragonów z sobą, stu pięknych żołnierzy królu Lwie, zuchwałych i przeklętych rabu-